http://www.pokemon-crystal.aaf.pl

Ktoś wkradł się na moją pocztę, więc kończymy zabawę na tej domenie. Nie myślcie sobie, żę to oznacza koniec Crystala! Po prostu się przeporwadzamy. Tutaj = http://www.pokemon-crystal.aaf.pl

Ogłoszenie

Ktoś wkradł się na moją pocztę, więc kończymy zabawę na tej domenie. Nie myślcie sobie, żę to oznacza koniec Crystala! Po prostu się przeporwadzamy.


http://www.pokemon-crystal.aaf.pl

#1 2011-06-01 18:35:19

 Snazzy

http://desmond.imageshack.us/Himg266/scaled.php?server=266&filename=koor.png&res=medium

5543089
Skąd: Sz-n
Zarejestrowany: 2011-06-01
Posty: 666
WWW

Giratina no rekuiemu - Requiem Giratiny

Ave... Takie moje padnięte na łepetynę fan fiction... Po prostu rąbnięte opowiadanie o rąbniętej dziewczynie, która... No, po prostu cały czas żyje pod deszczową i pechową chmurą... Badziewiaste, ale kit z tym -_- Rozdział I dam... Nie wiem, kiedyś tam dam xD

Prolog:
Czarne niebo ozdobione gwiazdami - cudowny widok, ale... nie dla mnie...
Spadałam w dół. Czekałam, aż śmierć po mnie przyjdzie. Czekałam długie dziesięć lat...
Wiedziałam, że już przyszła. Otworzyłam oczy, by nacieszyć się przed zaśnięciem jej widokiem.
- Przyszłaś po mnie... - szepnęłam cicho. Uśmiechnęła się, a jej czerwone oczy zaczęły błyszczeć. - W końcu mnie posłuchałaś.
- Nie jestem tu z tego powodu - odpowiedziała. - Nasza rada zadecydowała na specjalnym posiedzeniu, że dostaniesz szansę. Ostatnią szansę, więc jej nie zmarnuj - spojrzała na mnie. Nie wyglądałam za dobrze i doskonale o tym wiedziałam. Cała byłam we krwi.
- Wiesz doskonale, że nie chcę już żyć, a mimo to... Mimo to nadal mnie ratujesz. Dlaczego? - zapytałam cicho. Na jej twarzy zagościł smutek.
- Zrozumiesz, gdy sobie wszystko przypomnisz. Muszę się na razie z tobą pożegnać.
Znowu byłam sama. Patrzyłam półprzytomnym wzrokiem na gwiazdy. Tak bardzo pragnęłam, by on też mógł je zobaczyć z takiej wysokości.
To był mój koniec. Nigdy więcej nie zobaczę jego twarzy... Nigdy więcej nie usłyszę jego śmiechu...
"Klucznico Giratiny, proszę, uwolnij mnie!"
Nigdy już nie spełnię tego życzenia...


http://i52.tinypic.com/fkse3o.png
http://fc01.deviantart.net/fs71/f/2012/131/4/f/mars_caramelldansen_by_vanessagiratina-d4zcpu4.gif
Caramelldansen prowadzi do KP ^^

Offline

 

#2 2011-06-01 20:04:59

Kenichi

http://desmond.imageshack.us/Himg41/scaled.php?server=41&filename=trenerl.png&res=medium

Zarejestrowany: 2011-04-06
Posty: 66666

Re: Giratina no rekuiemu - Requiem Giratiny

takie trochę przerażające i straszne, ale ciekawe i zarazem bardzo tajemnicze. Dam 8,5/10 przez ten strach i krew


http://www.pokestadium.com/pokemon/sprites/icons/overworld/right/frame2/262.png http://i.imgur.com/HfZ0M.png http://www.pokestadium.com/pokemon/sprites/icons/overworld/left/262.png



15 ULUBIONYCH POKEMONÓW:
Czyli takie, które chcę złapać ;-)

http://oi51.tinypic.com/e1b8lf.jpg

Offline

 

#3 2011-06-01 20:07:45

SZATAN15

http://desmond.imageshack.us/Himg41/scaled.php?server=41&filename=trenerl.png&res=medium

Zarejestrowany: 2011-03-27
Posty: 6666

Re: Giratina no rekuiemu - Requiem Giratiny

Umm. Podoba mi się ;-] ! Lubię takie "Mchroooczne opowiadanka :-] !" ! W końcu nie jakieś "słodziutkie , rąbniutkie , kochaniutkie , fajniutkie , bez-tajemnicze" opowiadanko ! W końcu jakieś opowiadanie , w moim żywiole ! Chyba polubię cię , i to opowiadanie  , ot co ! ^^.


7 stycznia 2012 roku osiągnęłam liczbę 10000 ChatBox Postów . To dla mnie naprawdę ważne, bo czatuję z wami już tak długo : )!


[Modo] - Loca-Loca - Dzisiaj 19:56:07 - [ 10000 ChatBox Postów ] [ 46.134.216.151 ]

W Sępopolu się uczę.




Moja druga połówka: Polak999 ; *


http://img850.imageshack.us/img850/2561/jktw5f.png









[Modo] - Itaschi - Dzisiaj 15:24:51 - [ 2871 ChatBox Postów ]

poza tym, bądźmy poważniejsze, żarcie...wykopać..pełne robali i ziemi w środku? : o xD

Offline

 

#4 2011-06-01 22:00:25

 JEZUS

http://i282.photobucket.com/albums/kk253/Quizler/Sprites%20and%20Stuff/pinkiesprite.png

Skąd: Woj. Lubelskie
Zarejestrowany: 2011-03-23
Posty: 9809633
WWW

Re: Giratina no rekuiemu - Requiem Giratiny

Fajna bo detektywistyczna, a takie lubię. Daję 10/10 ! ! !

Offline

 

#5 2011-06-03 16:48:01

 Snazzy

http://desmond.imageshack.us/Himg266/scaled.php?server=266&filename=koor.png&res=medium

5543089
Skąd: Sz-n
Zarejestrowany: 2011-06-01
Posty: 666
WWW

Re: Giratina no rekuiemu - Requiem Giratiny

Kenichi... Ano, wybacz, że takie krwiste... Ale po prostu już taka jestem, że piszę same krwiste rzeczy
Loca-Loca, dzięki za opinię! No, cóż, gdy planowałam pisanie... Było bardziej kolorowe, a ostatnio (od dzisiaj) znowu zaczęłam do tego wracać, ech T.T
Daisy, no nie wiem, czy aż taka detektywistyczna... Detektywów typu Layton czy Holmes ni ma xD

No i wrzucam rozdział I, akurat jedyny, jaki zdołałam przepisać ostatnio z zeszytu, bo miałam na głowie referat i drugie opowiadanie na bloga.
I ostrzeżenie - jeśli nie lubisz krwi lub medycznych spraw, to nie czytaj i już, case closed.
I wiem, przypisy mi się rozwaliły.
-----------------------
(informacja od autorki - wszelkie tłumaczenia na inne języki są wykonane z pomocą My Japanese Coach na Nintendo DS lub Tłumacza Google)

Rozdział I - Szkarłatny śnieg (Cynthia)

Cała droga była biała od śniegu. Jednak ja nie myślałam o niczym innym jak o tym, co wydarzyło się dziesięć lat temu. Wciąż pamiętałam ten moment, kiedy mama odepchnęła moją młodszą siostrę, przyjmując na siebie śmiertelny cios. Wciąż pamiętałam ten moment, gdy nie mogłam uwierzyć, że moja mama została zabita przez siedmioletniego wówczas chłopca...

Gwałtownie wyhamowałam, przyglądając się białemu puchowi zalegającemu przy jezdni. Tylko, że nie był on biały, tylko... Czerwony?

Natychmiast wyskoczyłam z samochodu, podbiegając do tego niewiarygodnego zjawiska. Oczywiście miało ono proste wytłumaczenie - śnieg był wymieszany z krwią, a w tej mieszaninie leżała nieprzytomna osoba. Przyłożyłam dwa palce do jej szyi.

Na szczęście jeszcze żyła, ale było widać, że długo nie pociągnie.

- Satan, dzwoń natychmiast do Luciana, niech tu szybko przyjedzie! - krzyknęłam do swojego pasażera. Natychmiast wyciągnął telefon. Ja natomiast przyjrzałam się dokładniej dziewczynie. Wydawała mi się bardzo znajoma, jednak dopiero po dłuższej chwili uświadomiłam sobie, dlaczego. Jej włosy były takiego samego koloru, jak włosy mojej młodszej siostry. Miała na sobie dokładnie takie same ubrania jak ona w dniu, kiedy zaginęła.

- Nie... To nie może być ona... - szepnęłam cicho, chociaż wiedziałam, że to nie możliwe. To na pewno była ona...

- tasu... kete...[i ] - usłyszałam cichy szept. Zacisnęłam zęby i spojrzałam na nią. Patrzyła na mnie swoimi brązowymi oczami. Na jej twarzy było widać cierpienie - w końcu była cała we krwi, której na pewno straciła ponad połowę.

- tetsudai mashou ka?[ii] - zapytałam szybko po japońsku. Miałam już dosyć. Marzyłam, żeby ten przeklęty ambulans już tu był, żeby można było szybko zabrać ją do szpitala i wyciągnąć z tego stanu... Dopiero, gdy zdjęłam swój płaszcz, by ją nim okryć, zauważyłam, że na jej ciele jest dużo ran ciętych i siniaków - prawdopodobnie spadła z wysoka, ale jakimś cudem przeżyła.

Wciąż przy niej siedziałam. Jej stan stopniowo się pogarszał - oddychała coraz płycej, a tętno nie było już tak łatwo wyczuwalne. Co kilka chwil wymiotowała krwią.

Robiło się coraz zimniej. Zadrżałam, gdy lodowaty podmuch rozwiał mi włosy. Padał śnieg, a ja klęczałam w zaspie ubrana w dżinsy i cienką bluzkę...

"Przeziębienie murowane!" -  pomyślałam, kichając. Jakimś cudem zdołałam usłyszeć dźwięk karetki pędzącej na sygnale. Był bardzo cichy, więc zapewne znajdowała się jeszcze daleko stąd.

Daleko stąd, a tutaj, w tej chwili, moja siostra (byłam tego pewna na dziewięćdziesiąt dziewięć koma dziewięć procent) cierpi ostatnie minuty swojego życia! Miałam ochotę udusić kierowcę tej karetki, gdy tylko tu przyjedzie, ale w końcu uświadomiłam sobie... Przecież jest zimno, droga tak zaśnieżona i oblodzona, że ledwo można na niej prosto jechać...

W końcu po pięciu minutach dostrzegłam biały pojazd z mrugającą niebieską lampą na dachu. Z ulgą wypuściłam powietrze uwięzione w moich płucach, gdy usłyszałam swoje imię wypowiedziane jego głosem... Prawie zapomniałam, że nie przyjechał tutaj, by...

Um, przemilczmy ten fragment...

Lucian Calcett. Z pewnością jego nazwisko z niczym wam się nie kojarzy, ale w mieście Celestic słynął z tego, że był najprzystojniejszym lekarzem internistą ze specjalizacją hematologa ze wszystkich, którzy pracowali w szpitalu. Wyróżniał się niezwykłym kolorem włosów - jasnym, lawendowym fioletem, który jednocześnie był oznaką jego żałoby.

-Wszystko w porządku? - zapytał cicho, odgarniając mi włosy z twarzy. Spojrzałam mu prosto w jego srebrne oczy. W jednej chwili smutek, który w nich widziałam, ustąpił miejsca zdecydowaniu i opanowaniu.

- Lucian... Ja... Mars... Ona... - Szeptałam pojedyncze wyrazy. Nie mogłam ułożyć ich w sensowne zdanie, byłam zbyt zdenerwowana tą całą sytuacją...

- Spokojnie... - Odpowiedział cicho, dotykając mojego policzka. Dopiero po chwili zorientowałam się, że płaczę... Ale, z jakiego powodu?

Jako absolwentka kierunku medycznego, a dokładniej chirurgii, teoretycznie powinnam kontrolować swoje emocje w takiej sytuacji (właśnie z tego powodu w tym zawodzie jest bardzo mało kobiet)... No i do tego momentu potrafiłam przygryźć wargi i ruszyć do "akcji" z marsową miną... Tylko ta sytuacja mnie przerosła...

Dlaczego padło na mnie, a nie na kogoś innego?
_____________________________________
[i ] Tasukete (jap.) - "Pomóż mi"

[ii] Tetsudai mashou ka? (jap.) - "Jak mogę ci pomóc?"

Ostatnio edytowany przez Snazz (2011-06-03 17:12:35)


http://i52.tinypic.com/fkse3o.png
http://fc01.deviantart.net/fs71/f/2012/131/4/f/mars_caramelldansen_by_vanessagiratina-d4zcpu4.gif
Caramelldansen prowadzi do KP ^^

Offline

 

#6 2011-06-03 17:09:31

 JEZUS

http://i282.photobucket.com/albums/kk253/Quizler/Sprites%20and%20Stuff/pinkiesprite.png

Skąd: Woj. Lubelskie
Zarejestrowany: 2011-03-23
Posty: 9809633
WWW

Re: Giratina no rekuiemu - Requiem Giratiny

Ciekawe, a nawet bardzo. Mam pytanie: Będziesz tu coś i pokemonach pisać? Nie musisz, ale tak z ciekawości zapytam. Tak przy okazji to nie pisz słowa "amen" i tym podobnych, bo odnosi się to do religii, czyli Boga. Jego trzeba szanować, a nie naśmiewać się. Proszę.

Offline

 

#7 2011-06-03 17:11:59

 Snazzy

http://desmond.imageshack.us/Himg266/scaled.php?server=266&filename=koor.png&res=medium

5543089
Skąd: Sz-n
Zarejestrowany: 2011-06-01
Posty: 666
WWW

Re: Giratina no rekuiemu - Requiem Giratiny

Daisy7, wybacz... Po prostu taki odruch... Nawet w referatach je piszę, ale okej.
Co do Pokemonów... U mnie będą tylko gijinki (ludzkie postaci) legend takich jak Giratina, Palkia, Arceus, Vicitni... Po prostu uznałam inne Pokemony za lekką nudę?


http://i52.tinypic.com/fkse3o.png
http://fc01.deviantart.net/fs71/f/2012/131/4/f/mars_caramelldansen_by_vanessagiratina-d4zcpu4.gif
Caramelldansen prowadzi do KP ^^

Offline

 

#8 2011-07-07 18:38:58

 Snazzy

http://desmond.imageshack.us/Himg266/scaled.php?server=266&filename=koor.png&res=medium

5543089
Skąd: Sz-n
Zarejestrowany: 2011-06-01
Posty: 666
WWW

Re: Giratina no rekuiemu - Requiem Giratiny

Smutno, że tylko Daisy skomentowała, ale trudno.
W tym rozdziale zrobiłam z Mars kompletną idiotkę T.T Trzeci rozdział dam może jeszcze w tym tygodniu
---------------------------
Rozdział II - Kioku o ushinatte (Utracone wspomnienia) (Mars)
Oczy przepełnione szaleństwem. Ucisk pistoletu, znajdującego się pomiędzy moimi piersiami, tak blisko serca...
I ten złowieszczy głos..
„Przyjemnego, wiecznego snu… Mars Summercross... Mam nadzieję, że to było nasze ostatnie spotkanie…”
Strzał… I długie oczekiwanie, aż w końcu uderzyłam w ziemię... Zagrzebana w czymś zimnym…
Śnieg... Ochłodził emocje... Zranioną duszę...
O kurczę, chyba na serio zamieniłam się w jakąś romantyczkę.
Nieważne... Najgorsze było to, że czułam się bardzo, baaaardzo okropnie... Ledwo oddychałam, nie mogłam poruszyć nawet małym palcem ręki...
Czy to typowy stan osoby, która nieźle oberwała, została postrzelona i zleciała z jakiejś góry? Nie miałam pojęcia...
Leżałam z zamkniętymi oczami i czekałam na śmierć. Nie nadchodziła. Otworzyłam w końcu oczy, oczywiście nie bez problemów typu ból i tak dalej...
Jakaś dziwna breja powstała w wyniku zmieszania śniegu z krwią. Dopiero po chwili zrozumiałam, że to moja krew... Próbowałam się podnieść, no ale jak to przy takich wypadkach bywa... Kompletna załamka, rękę przeszył ból... I to tak łatwo jak wbija się palec w rozpuszczone masło.
Automatycznie powróciłam do poprzedniej pozycji... Znowu straciłam przytomność...

- Nie... To nie może być ona... - usłyszałam cichy szept innej osoby... Nie otworzyłam całkowicie oczu, a już wiedziałam, że minęło sporo czasu... I jestem bliska śmierci...
- tasu... kete... - wypowiedziałam to słowo bardzo cicho, ledwo je usłyszałam, a poza tym musiałam zrobić długą przerwę na wdech... Na pewno było ze mną o wiele gorzej...
"No, chociaż żyjesz, pesymistko..." - pomyślałam, próbując zachować przytomność.
- tetsudai mashou ka? - usłyszałam w odpowiedzi ten sam szept.
Pogrążyłam się w ciemności...

...

Ciepło. Było o wiele cieplej i nie czułam bólu. Znajdowałam się w jakimś pomieszczeniu. Nie było cicho - słyszałam odgłosy kłótni pomiędzy dwiema osobami. Dochodziły one jakby zza ściany.
- Puszczaj!
- Nie, nie i jeszcze raz nie - rozległ się spokojny, męski głos. - I tak nic nie zyskasz na tym, że ją zobaczysz. Co najwyżej zaczniesz wariować, tak samo jak tydzień temu. Poza tym nadal jest nieprzytomna.
- I co mnie to, do cholerę, obchodzi?! - Kolejny krzyk był bardziej gwałtowny. Oczami wyobraźni zobaczyłam, jak osoba, z której gardła wydostały się te słowa, szarpie się z jakimś mężczyzną...
Otworzyłam oczy i gwałtownie nabrałam powietrza. Biały sufit, białe ściany. Wszystko w przytłaczającym, białym kolorze. A dodatkowo wkurzające pikanie i powoli powracający ból.
Odruchowo dotknęłam głowy prawą ręką i zamarłam. Dosłownie.
Znajdowałam się w szpitalu. Byłam tego w stu procentach pewna.
Zmrużyłam oczy, próbując zignorować uczucie, gdy ból rozłupuje czaszkę od wewnątrz. Dlaczego? Jak długo?
I o co się kłócą?
Odpowiedź na pierwsze pytanie była oczywista, oczywiście. Wspomnienie strzału z pistoletu było wciąż żywe, poza tym moja lewa ręka była unieruchomiona.
Wspominałam już, dlaczego nienawidzę lekarzy? Są wredni, fałszywi i ubierają się jak osoby, które przeżyły drugą wojnę światową. Wyjątki to lekarki, które czasem mają farbę na włosach, śmieszne bluzki pod tymi białymi fartuchami albo nieźle zrobione paznokcie, ale to, co zobaczyłam, na zawsze skreśliło te argumenty z listy potwierdzonych.
Trzaśnięcie drzwiami oderwało mnie od rozmyślań i szukania odpowiedzi na postawione przeze mnie pytania. Spojrzałam odruchowo w ich kierunku i ponownie zastygłam w bezruchu.
O drzwi opierał się facet. Na oko o jakieś dziesięć lat starszy ode mnie. W pierwszym momencie pomyślałam, że się zgubił, ale...
Fartuch lekarza. Kolejny obrzydliwy, wstrętny doktor.
Przyjrzałam mu się dokładniej. Oddychał powoli, próbując się uspokoić, a jednocześnie kręcił głową. Tu chyba warto wspomnieć, że nie była to typowa jak na lekarza fryzura. Długie, lawendowe włosy z jasnobrązowymi odrostami spiął z tyłu głowy, zapewne po to, by nie przeszkadzały mu w pracy. Zamknięte oczy były ukryte za okularami z fioletowymi szkłami, a na sobie (oprócz fartucha) miał bluzkę z napisem "Mistrz w bara-bara".
Boże. Gdzie. Oni. Znajdują. Takich. Lekarzy.
Podniósł głowę i otworzył oczy. Uśmiechnął się lekko na mój widok. I podszedł.
Boże. Dlaczego.
- Wybacz - powiedział i uśmiechnął się szerzej, odsłaniając równe, białe zęby. - Nie sądziłem, że tak szybko odzyskasz przytomność, a zwłaszcza po tym wszystkim.
Osłupiałam. Nie wiedziałam nawet, o czym on mówi. Czyżby chodziło mu o ten strzał?
- Gdy cię przywieźli do szpitala, byłaś na skraju życia i śmierci - ciągnął doktorek, nie zważając na to, że ta jego paplanina kompletnie mnie nie interesuje. - Byłaś w stanie wstrząsu hipowolemicznego spowodowany rozległym krwotokiem z rany postrzałowej klatki piersiowej i licznych zadrapań na ciele...
- A mógłby pan wyjaśnić to prościej? - przerwałam stanowczym głosem. Kompletnie nic nie rozumiałam z jego wykładu, a on nawet nie wpadł na to, że przerwał mi rozmyślanie nad wszystkim, co mnie spotkało. - Tak przy okazji... Ta kłótnia na korytarzu, to czego dotyczyła?
Spojrzenie mężczyzny "uciekło" gdzieś w bok, a na twarzy pojawiło się lekkie zawstydzenie.
- Pewnej... osoby - odpowiedział cicho. - A skoro chcesz prostego wyjaśnienia... Straciłaś dużo krwi, więc straciłaś przytomność, a dodatkowo niewiele brakowało, byś wąchała kwiatki od spodu. Zadowolona? - warknął, marszcząc czoło.
Uśmiechnęłam się lekko, kiwając głową, po czym postanowiłam spróbować się podnieść. Nie wiem, czemu, ale przed oczami pojawiły mi się czarne plamy i poczułam, jak ktoś delikatnie powstrzymuje mnie od przyjęcia pozycji siedzącej.
- Nie powinnaś się na razie ruszać - usłyszałam śmiertelnie poważny głos lekarza. - Miałaś poważne wstrząśnienie mózgu, więc możesz mieć problemy z utrzymaniem równowagi, a także z pamięcią.
"Jezu Chryste, co za powalony młody debil, co myśli, że pozjadał wszelkie rozumy..." - pomyślałam, biorąc głęboki wdech. Natychmiast tego pożałowałam. Chciałam zgiąć się wpół, coś zrobić byle tylko opanować przeklętą chęć zwymiotowania...
Albo zwyczajne nudności - jak ktoś woli nazywać rzeczy po imieniu.
Lekarz nic nie powiedział, tylko przystawił mi do ust jakieś naczynie - zapewne wiedział, co mi dolega, ale zapomniał o tym powiedzieć i nic na świecie nie zmusi go do przyznania się do pomyłki.
*po jakimś czasie*
- Wybacz, zapomniałem wspomnieć też o wymiotowaniu spowodowanym przez znieczulenie ogólne i wstrząśnienie mózgu...
"Taaaa... Zapomniał, wredny prosiak..."
- Tak przy okazji... - Na jego obliczu ponownie pojawił się nieśmiały uśmiech. - Wiesz, że to głupio brzmi, jak zwracasz się do kogoś młodego "pan"?
Zaśmiałam się cicho i natychmiast jęknęłam. Ból w klatce piersiowej był nie do wytrzymania...
- Nie... wiem... - wydusiłam. - Zazwyczaj do dziewczyny nikt tak się nie zwraca, b... bo dorośli wyzywają od dziwek i innych takich.
Facet obrzucił mnie nieco zaskoczonym wzrokiem, ale w końcu wyszedł z tego szoku.
- Nie oceniaj wszystkich dorosłych tą samą miarą, mała - mruknął, czochrając mi włosy. Naszła mnie chęć zabicia tego cichego człowieka. Za sam czyn...
- Hm, może powinnam się przedstawić, zanim zaczęłam rozmowę...
- Odpuść sobie te zbędne przedstawienia, zanim lekarz zobaczy pacjenta, wie jakie imiona mu dali na chrzcie - powiedział szybko, maskując swoją potrzebę wyśmiania mojej głupoty. - To raczej ja powinienem rozpocząć rozmowę od podania swoich danych osobowych.
O matko. Gdzie tych lekarzy uczą takiego starodawnego, oficjalnego języka? Nawet nie zwróciłam uwagi na to, że koleś przedstawił się jako niejaki Lucian Calcett.
Nie mogłam uwierzyć w to co usłyszałam. "Lucian" - kto daje dziecku takie niemodne imię? Ech, nieważne...
Na twarzy doktorka pojawiła się poważna mina.
- Przy okazji mam do ciebie pewną ponurą i nieprzyjemną sprawę... Czy pamiętasz może coś, co wydarzyło się przed wypadkiem? - zapytał cicho. Patrzyłam przerażona w wszechogarniającą biel.
Przez cały czas nie naszło mnie żadne wspomnienie sprzed tamtego strzału.
O kurczę.


http://i52.tinypic.com/fkse3o.png
http://fc01.deviantart.net/fs71/f/2012/131/4/f/mars_caramelldansen_by_vanessagiratina-d4zcpu4.gif
Caramelldansen prowadzi do KP ^^

Offline

 

#9 2011-07-07 18:52:56

 JEZUS

http://i282.photobucket.com/albums/kk253/Quizler/Sprites%20and%20Stuff/pinkiesprite.png

Skąd: Woj. Lubelskie
Zarejestrowany: 2011-03-23
Posty: 9809633
WWW

Re: Giratina no rekuiemu - Requiem Giratiny

Idę na frytki, jak wrócę skomentuję całość. Jak na razie wszystko jest spoko. Ale ty piszesz super opisy!

Offline

 

#10 2011-07-07 19:07:17

 JEZUS

http://i282.photobucket.com/albums/kk253/Quizler/Sprites%20and%20Stuff/pinkiesprite.png

Skąd: Woj. Lubelskie
Zarejestrowany: 2011-03-23
Posty: 9809633
WWW

Re: Giratina no rekuiemu - Requiem Giratiny

Dobra, skończyłam się pożywiać   Powiem, krótko... czad. Myślałam, że moje opowiadania są fajne, ale w poównaniu do twoich to masakra. Głównie zachwycają mnie twoje opisy miejsc, rzeczy i uczuć danej osoby. Pisz dalej.

Offline

 

#11 2011-07-07 19:11:04

 Snazzy

http://desmond.imageshack.us/Himg266/scaled.php?server=266&filename=koor.png&res=medium

5543089
Skąd: Sz-n
Zarejestrowany: 2011-06-01
Posty: 666
WWW

Re: Giratina no rekuiemu - Requiem Giratiny

Daisy7 napisał:

Dobra, skończyłam się pożywiać   Powiem, krótko... czad. Myślałam, że moje opowiadania są fajne, ale w poównaniu do twoich to masakra. Głównie zachwycają mnie twoje opisy miejsc, rzeczy i uczuć danej osoby. Pisz dalej.

Poczytaj sobie opowiadanie Toma na Pokemon Polska (Tak, tego co komentuje twoje), to dowiesz się, że są lepsi ode mnie. Ale dzięki za opinię.
I mam nadzieję, że frytki smakowały.


http://i52.tinypic.com/fkse3o.png
http://fc01.deviantart.net/fs71/f/2012/131/4/f/mars_caramelldansen_by_vanessagiratina-d4zcpu4.gif
Caramelldansen prowadzi do KP ^^

Offline

 

#12 2011-07-07 19:38:23

 JEZUS

http://i282.photobucket.com/albums/kk253/Quizler/Sprites%20and%20Stuff/pinkiesprite.png

Skąd: Woj. Lubelskie
Zarejestrowany: 2011-03-23
Posty: 9809633
WWW

Re: Giratina no rekuiemu - Requiem Giratiny

Bardzo, zwłaszcza przy tak interesującej lekturze.

Offline

 

#13 2011-11-06 17:31:02

 Snazzy

http://desmond.imageshack.us/Himg266/scaled.php?server=266&filename=koor.png&res=medium

5543089
Skąd: Sz-n
Zarejestrowany: 2011-06-01
Posty: 666
WWW

Re: Giratina no rekuiemu - Requiem Giratiny

Rozdział III - Dach pełen niedoszłych samobójców (Satan)

Wiał wiatr, a ja siedziałem na dachu, patrząc w niebo. Po raz pierwszy od trzech miesięcy było naprawdę ciepło, więc zdjąłem grubą kurtkę i siedziałem w samej polarowej bluzie. Niebieski kolor farby zmył się z moich włosów, pozostawiając naturalną czerń, która zawsze kojarzyła mi się z moim bratem - aroganckim mordercą lat siedemnaście.
Gdzieś daleko usłyszałem trzaśniecie drzwiami. Dach, na którym się znajdowałem, był drugim co do wielkości dachem w mieście Celestic- największy był w zespole szkół publicznych.
- Satan! - usłyszałem czyjś głos. Zapewne Lucian już odkrył, gdzie pokierowała mnie wściekłość.
Miałem zamiar skoczyć z dachu i nie chciałem, żeby ktoś mi przerywał, a zwłaszcza jakiś durny lekarz, który przy okazji był moim krewnym.
- Pierdol się! - odkrzyknąłem i wziąłem głęboki wdech, patrząc w dół. Celestic nadal było zasypane śniegiem, który nie zapewniał miękkiego lądowania - miałem więc pewność, że nie przeżyję skoku, a o to mi chodziło.
Biały puch obudził we mnie wspomnienie...

Wysoka dziewczyna stała przy biurku i z zapałem wklepywała coś do komputera za pomocą klawiatury. Z jej bladej twarzyczki nie znikał upór, a w brązowych oczach widziałem pierwsze oznaki gniewu.
- No nie! - wrzasnęła nagle, a jej dłoń zaciśnięta w pięść uderzyła z niesamowitą siłą w drewno, cudem go nie niszcząc. - Nadal nic!
Podniosłem się z łóżka i zbliżyłem do niej. Od kilku dni reagowała w ten sam sposób - coraz łatwiej się denerwowała, a na dodatek częściej krwawiła. Uśmiechnąłem się, dotykając jej ręki.
A tak mało brakowało... Gdyby nie zwyczajny przypadek, nie znajdowałbym się w tym pokoju, ona by nie żyła, a mój brat...
Nie wiem, co w niego wtedy wstąpiło.
- A znowu byłam tak blisko! - jęknęła po raz kolejny nie zgarniając grzywki z oczu. Zawsze jej przeszkadzała, ale Maroshika znowu była zajęta czymś innym, by zwracać uwagę na swój wygląd.
- Nie denerwuj się tak, piękna - szepnąłem cicho, a moje usta automatycznie wyszukały jej. Nie protestowała i nie wyrywała się z moich objęć, ale to nie mogło trwać wiecznie. Odruchowo moja twarz zbliżyła się do jej piersi, a wtedy koszmar się zaczął.
- Wiesz, że nie możesz tego zrobić. - Jej głos brzmiał, jakby to nie była ona. - Ojciec może wejść w każdej chwili, a poza tym ja... - jęknęła po raz kolejny, a jej policzki przybrały różowy kolor.
- Boisz się, że stanie się to samo, co z twoją siostrą, prawda? - zapytałem. Kiwnęła nieznacznie głową. - Posłuchaj, ona została do tego zmuszona, a ja tylko wysuwam taką propozycję. Gdybym chciał to zrobić siłą, już od dawna nie byłabyś dziewicą. Jest różnica, a ja daję ci wybór.
Maroshika zamknęła oczy. Lekko rozchylone usta, byle jak uczesane włosy.
- Wiem o tym... - Oddychała powoli, a jej dłoń dotykała mojego czoła. - Tata mówił, że dzisiaj nie wraca z pracy, upolowali niezła sprawę, więc wiesz... Zostań na całą noc...
O kurwa. Ona proponowała mi, bym został na całą noc? A rano obudził się bez głowy?
- Dziękuję... Maroshiko Mazuite Summercross...

Nie wiedziałem, ile czasu minęło. Pamiętałem tylko moment, gdy leżała na mnie, a ja z nią...Jej jęki, to cudowne uczucie...Nie wiedziałem nawet, czy miałem prezerwatywę...
Czyjeś ręce zacisnęły się na mojej szyi. Powoli brakowało mi tlenu, dusiłem się. Z trudem otworzyłem oczy, by spojrzeć, kto będzie winny mojego końca.
Blond włosy i te same brązowe oczy. Jej ojciec, inspektor Alastor Summercross, wyglądał, jakby dostał jakiegoś ataku.
- Gdzie ona jest!? - wrzasnął, wzmacniając uścisk. - Gadaj, skurwielu, bo ci flaki wypruję!
Z trudem spojrzałem w bok, gdzie leżała jakaś kartka.
"Wybacz mi, Satanie del Calcett, musiałam. Mars."


- Satan, nie rób tego - usłyszałem tuż za sobą Luciana. Odwróciłem się szybko, by spojrzeć na niego po raz ostatni w moim życiu. Wiatr targał jego długie, puszczone luzem włosy, ale on nie zwracał na to uwagi - szare oczy były skierowane w moją stronę, a twarz nie wyrażała żadnych emocji.
- Nie możemy normalnie porozmawiać? - zapytał znudzonym głosem, jakbym po raz któryś przymierzał się do skoku z dachu szpitala, w którym pracuje. - No wiesz, jak samobójca z samobójcą...
Zaśmiałem się ironicznie. Była to najgłupsza rzecz, jaką kiedykolwiek usłyszałem. Jak samobójca z samobójcą? Z trudem powstrzymałem się od wykonania ruchu ręką, którym wyraziłbym to, co myślę o takich tekstach. Nie bez problemów wstałem na nogi i zbliżyłem się do kuzyna. Może i był wyższy i starszy, jednak nie robiło to na mnie wrażenia.
- Czy kiedykolwiek znajdowałeś się w takiej sytuacji jak ja? Czy kiedykolwiek widziałeś, jak ktoś, na kim ci zależy, jak ktoś, za kogoś oddałbyś swoje życie, cierpi? - szepnąłem cicho, zaciskając zęby. - Czy jakaś dziewczyna, z którą chodziłeś, umarła albo znajdowała się o krok od śmierci? Odpowiedz mi! - krzyknąłem, rzucając się na niego z pięściami. Nie zareagował, tylko spokojnie stał i wpatrywał się we mnie zmrużonymi oczami.
- Rozumiem, jak się czujesz, ale złość w niczym ci nie pomoże, młody... - mruknął cicho. Wyciągnął w moim kierunku prawą rękę, na której widniały cienkie blizny. Zamknąłem oczy, by na to nie patrzeć. Wystarczyły mi bolesne wspomnienia, których nie da się opisać...

Czerwone włosy zakrywały całkowicie jej twarz, powodując wrażenie przebywania w towarzystwie osoby w stanie otępienia, jednak on nie zwracał na to uwagi...
Poruszyła się lekko, jakby zadane pytanie ją rozbawiło.
- Czy coś... pamiętam? - mruknęła cicho. - Niestety nie.


- Czyli dlatego...? - szepnąłem z zamkniętymi oczami. Lucian wydał z siebie pomruk, który brzmiał jakby był potwierdzeniem moich przypuszczeń.
- Nie wiem, ile będzie w takim stanie... Miesiąc... rok... może nawet do końca swego życia nie będzie niczego pamiętała - dodał po chwili cicho. Odszedł w kierunku drzwi, jednak odwrócił się jeszcze na chwilę.
- Nigdy nie odrzucaj pomocy, którą oferuje ci ktoś inny. Przyjdzie moment, że będziesz jej potrzebował, a nikt ci jej nie da.

Ostatnio edytowany przez Snazz (2011-11-06 18:04:29)


http://i52.tinypic.com/fkse3o.png
http://fc01.deviantart.net/fs71/f/2012/131/4/f/mars_caramelldansen_by_vanessagiratina-d4zcpu4.gif
Caramelldansen prowadzi do KP ^^

Offline

 

#14 2012-05-05 19:15:23

 Snazzy

http://desmond.imageshack.us/Himg266/scaled.php?server=266&filename=koor.png&res=medium

5543089
Skąd: Sz-n
Zarejestrowany: 2011-06-01
Posty: 666
WWW

Re: Giratina no rekuiemu - Requiem Giratiny

Rozdział IV - Krwawe słońce (Cynthia)

- Co z nią? - zapytałam cicho, gdy tylko natknęłam się na Luciana. Nie odpowiedział - po prostu zachował się tak, jakby nie usłyszał mego pytania. - Aż tak bardzo źle?
Westchnął cicho, poprawiając okulary, które już prawie zsunęły mu się z nosa.
- A jak myślisz? - mruknął. - Gdy ją znaleźliście, była w takim stanie... a na dodatek ta amnezja...
Uśmiechnęłam się lekko. Jak zawsze martwił się o takie rzeczy...
- Już wcześniej wychodziła z gorszych problemów zdrowotnych - odparłam cicho, próbując zamaskować swoje rozbawienie.
I wtedy do mnie dotarło... Sens jego wypowiedzi.
Patrzyłam w jego oczy, szukając jakiegoś zaprzeczenia. Nic, nic nie było. Kompletna pustka.
- Wiesz przecież, że to może minąć - próbował mnie uspokoić. - W miarę upływu czasu wspomnienia mogą powrócić, więc to nie jest zła wiadomość.
Prychnęłam rozdrażniona. Tak, zdecydowanie mu nie wyszło - jeszcze bardziej mnie zaniepokoił.
- Jak bardzo... C-chyba nie jest to amnezja całkowita, p-prawda? - zapytałam, zacinając się co chwila. Milczał. Nie patrzył na mnie - a w końcu kontakt wzrokowy jest bardzo ważny przy rozmowie. W końcu, po długiej, ciągnącej się niemiłosiernie minucie, podał mi swój telefon ze słuchawkami. Znowu minęło sporo czasu, zanim wszystko zrozumiałam.
- Nagrałem całą... rozmowę - wyjaśnił cicho, spoglądając na widok za oknem, czerwone niczym krew słońce - kryjące się powoli za górą Coronet, wzniesieniem rozciągającym się na zachód od Celestic. Na mojej twarzy ponownie zagościł uśmiech, choć tym razem nieco bardziej smutny. Nie mogło być już aż tak źle.
Nałożyłam na uszy słuchawki - dosyć niewygodne, moim zdaniem, słuchawki douszne - i uruchomiłam właściwy plik. Odruchowo jeździłam palcem po wyświetlaczu (ach, to uzależnienie od ekranu dotykowego w komórce!), wysłuchując nagrania.

"Czy coś... pamiętam?" - ciche mruknięcie, które wyszło z ust mojej siostry, zabolało bardziej niż kawałki szkła rozcinające lub wbijające się w ciało. "Niestety nie."
Zamknęłam oczy, próbując sobie wyobrazić całą sytuację. Maroshikę - leżącą z rozczochranymi ognistoczerwonymi włosami, z bladą, wymęczoną twarzą, z trudem wydobywającą z siebie jakiekolwiek słowa.. I Luciana, oczywiście - teoretycznie wesołego hematologa z pofarbowanymi włosami, a w rzeczywistości człowieka, który kiedyś stracił wszystko i wiele rzeczy uważał za poważniejsze niż okazywał.
"Tak, jak myślałem..." - ciche, ale dobrze słyszalne w nagraniu mruknięcie. Musiał trzymać telefon ukryty - zapewne Mars wściekłaby się, gdyby dowiedziała się, że udostępnia on komuś nagranie z rozmowy, w której brała udział... jak zawsze, zresztą. "To nie powinno być trwałe, chociaż w niektórych przypadkach zdarza się, że człowiek do końca życia traci pamięć. Najczęściej jest jednak tak, że po pewnym czasie człowiek przypomina sobie niektóre fakty z przeszłości i może normalnie funkcjonować, ale..."
"Nie wiesz, jakim przypadkiem ja jestem, co nie, doktorku?" - zaśmiała się Maroshika, próbując naśladować Królika Bugsa. "Nie może być aż tak źle, nawet w tym najgorszym scenariuszu... Wprawdzie człowiek wtedy nie za bardzo kojarzy, z kim się kumplował, a kto był jego wrogiem, ale bez tej wiedzy da się żyć... tak sądzę..."
Cichy śmiech Luciana, w którym nie było niczego wesołego, przerwał jej wypowiedź.
"Na początku każdy tak myśli, ale potem zaczynają się schody... Człowiek musi od nowa poznać wszystkie fakty - kim jest, jaka jest jego rodzina, znajomi, środowisko..." - oznajmił śmiertelnie poważnym głosem. "Coś czuję, że ten los jest coraz bliżej ciebie... Ale wracając do naszego głównego tematu rozmowy - wiesz, chociaż, kto mógł ci to zrobić? Kto mógł chcieć twojej śmierci?"
Nastała długa cisza. W końcu usłyszałam ciche chrząknięcie i cichą, ledwo słyszalną odpowiedź Mars:
"Kto chciał, bym wąchała kwiatki od spodu? Nie mam pojęcia, zresztą sam powiedziałeś, że człowiek z amnezją musi od nowa poznać wszystkie fakty, a taka wiedza także się do nich zalicza... Ale ten, kto próbował..." - urwała na moment, by wziąć głęboki wdech. Po chwili znowu rozległ się jej szept. "To było... dosyć dziwne... Jego oczy wyglądały, jakby miał zaraz oszaleć, jakby był w ekstazie, no wiesz, aż mi się kojarzy ten utwór Psychic Lover... No i ten pistolet..."
Mężczyzna westchnął.
"Nie chodziło mi o takie szczegóły." - oznajmił. "Bardziej o jego wygląd albo o miejsce, w którym się znajdowaliście. Policja jest nieco... no, jakby ci to... Powiedzmy, że ma to związek z pewną nieciekawą sprawą i twoje informacje mogą im się przydać"
Dziewczyna syknęła cicho. Rozległo się jakieś głuche uderzenie, jakby pięść uderzyła w materac łóżka.
"A więc to tak teraz pracuje policja?" - warknęła rozwścieczona. "I tak pamiętam tylko kilka faktów... Ten strzał, upadek, jego szare oczy... I szczyt jakiejś góry. Płaski szczyt, na którym znajdowało się coś w rodzaju ruin... Jakaś świątynia, po której zostały tylko takie elementy jak posadzka, kolumny i ołtarz."

W tym momencie nagranie się urywało. Spojrzałam na Luciana, domagając się jakichś dalszych szczegółów. Hematolog wzruszył ramionami.
- Nic więcej nie powiedziała, oprócz tego, żebym dał jej spokój i odszedł jak najdalej od niej - powiedział, lekko się uśmiechając. - Ale i tak wiemy teraz więcej niż przedtem. Ten szczyt to...
- Szczyt Włóczni - dokończyłam szybko. - Czyli góra Coronet... Stare wykopaliska i badanie, które prowadziła ekipa z muzeum... kiedy to było?
Nie odpowiedział, zresztą obydwoje wiedzieliśmy, kiedy.
Minęła dłuższa chwila, nim którekolwiek z nas się odezwało. W końcu Lucian ziewnął przeraźliwie głośno, ocierając lewą ręką srebrne oczy ukryte za okularami, prawą natomiast wskazał na zachodzące krwawe słońce, jakby było odpowiedzią na wszystko.
- O boże! - wymamrotał. - Jak ja nienawidzę dyżurów...
- Matte! - krzyknęłam, łapiąc go za włosy. - Wiesz, co on powie, gdy mu oznajmię, że na nic nowego nie natrafiliśmy...
Hematolog westchnął, zakrywając twarz dłońmi. Rzadko poruszałam ten drażliwy, według niego, temat, ale tym razem nie miałam wyjścia. W końcu sam chciał współpracować z policją...
- Nie wiem... - mruknął cicho. - Wymyśl... Na przykład, że nie chciała nic powiedzieć albo...
- On ją za dobrze zna - przerwałam mu, spoglądając przez okno na słońce, którego już prawie nie było widać. - Poza tym doskonale wiesz, co cię czeka, gdy spróbujesz go oszukać. I pamiętasz, prawda?
Warknął cicho, nie odsłaniając twarzy.
- Doskonale wiem, nie musisz mi o tym przypominać - wymamrotał z zaciśniętymi zębami. - Poza tym, on tu jest, Cynthia.
Spojrzałam na niego zaskoczona, a następnie odwróciłam się... by stanąć twarzą w twarz z wysokim mężczyzną ubranym w mundur. Średniej długości blond włosy związane były gumką, a sama jego twarz... to nie był człowiek, z którym można swobodnie rozmawiać. Szczególnie to wrażenie potęgowała blizna tuż pod prawym brązowym okiem.
- O, cześć, tato - uśmiechnęłam się do niego. Mężczyzna odwzajemnił uśmiech, a następnie zmierzył Luciana wzrokiem.
- Mam nadzieję, że tym razem masz lepsze informacje do przekazania, del Calcett - szepnął cicho. Zawsze, gdy tak mówił, wydawało mi się, jakbyśmy się nagle znaleźli na cmentarzu - otoczeni marmurowymi nagrobkami, drzewami szumiącymi cicho na lekkim wietrze... sami, bez możliwości ucieczki...
- Hm... może mam, a może nie mam - odpowiedział hematolog, bawiąc się telefonem. - Będę wdzięczny, jeśli włączy pan Bluetootha w swoim telefonie.
Ojciec wyciągnął swój telefon. Przez dłuższą chwilę obaj wpatrywali się znudzeni w wyświetlacze, czekając, aż skończy się przesyłanie jednego pliku.
Ja natomiast wyjrzałam przez okno.
Krwawe słońce zniknęło. Podobnie znikały także ład i porządek w moim życiu.


http://i52.tinypic.com/fkse3o.png
http://fc01.deviantart.net/fs71/f/2012/131/4/f/mars_caramelldansen_by_vanessagiratina-d4zcpu4.gif
Caramelldansen prowadzi do KP ^^

Offline

 

#15 2012-05-05 23:41:29

Rival

http://desmond.imageshack.us/Himg41/scaled.php?server=41&filename=trenerl.png&res=medium

Zarejestrowany: 2012-04-06
Posty: 28

Re: Giratina no rekuiemu - Requiem Giratiny

O jaa. Kocham takie opowiadania. Przepięknie piszesz. Naprawdę wspaniały klimat. Nie przerywaj. ^^


http://i43.tinypic.com/28bv77o.png
I am your Rival.
http://i46.tinypic.com/2s9vat3.png

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
matki pszczele