http://www.pokemon-crystal.aaf.pl

Ktoś wkradł się na moją pocztę, więc kończymy zabawę na tej domenie. Nie myślcie sobie, żę to oznacza koniec Crystala! Po prostu się przeporwadzamy. Tutaj = http://www.pokemon-crystal.aaf.pl

  • Nie jesteś zalogowany.
  • Polecamy: Moda

Ogłoszenie

Ktoś wkradł się na moją pocztę, więc kończymy zabawę na tej domenie. Nie myślcie sobie, żę to oznacza koniec Crystala! Po prostu się przeporwadzamy.


http://www.pokemon-crystal.aaf.pl

#1 2012-02-26 13:55:36

DeadBoy17k

http://fc05.deviantart.net/fs70/f/2012/076/9/b/pixel_dash_testing___by_shearx-d4t07md.gif

Zarejestrowany: 2012-02-25
Posty: 3

Przygody w Kanto - by DeadBoy17k

Może tak, to będzie mój pierwszy wątek a zarazem post na tym forum (portalu?), więc witam wszystkich serdecznie. Dzisiejszego dnia naszła mnie niezmierna ochota na tworzenie, więc jestem. Zaczynajmy!

ROZDZIAŁ I



W miasteczku położonym za lasem Greenwood dzieciaki właśnie skończyły lekcje w szkole. Była to niewielka, kilkudziesięcioosobowa społeczność w której prawie każdy znał się na wylot. Jeden PokeMart, jedno PokeCentrum i kilka, może 7-8 domków. W powietrzu unosił się zapach obiadów przygotowywanych przez gospodynie dla swoich rodzin, a mężczyźni napływali do miasteczka wracając z pracy. Było słonecznie i ciepło, końcówka wiosny. We włosach było jednak czuć przyjemną, chłodną bryzę wiejącą znad morza - tak, miasteczko Vinetown było położone pomiędzy ogromnym lasem a akwenem Gyaradosów. Przed szkołą młodych trenerów pokemon zebrała się grupka łobuzów, którzy pokrzykiwali cały czas i drwili z czegoś głośno...
- Haha! Jak można być takim ciamajdowatym pokemonem! Hitmonlee, zasadź mu kopa w zadek i pokaż siłę prawdziwego wojownika! - zakrzyknął pucołowaty chłopiec o czarnych włosach i zielonych oczach.
- Hitmon! Hitmon! - odpowiedział z aprobatą stwór, po czym wymierzył silnego low kick'a w przeciwnika.
Mały, brązowo żółty pokemon o zmrużonych oczach odleciał kilka metrów dalej. Jedyne co zrobił, to wrócił do swojej dawnej, siedzącej pozycji. Tym pokemonem był Abra. Bardzo dużo uczniów po lekcjach trenowało na nim swoje pokemony, tym samym imponując reszcie bestialskich kumpli. Abra, a może raczej Mięczak - bo tak nazywali go jego dręczyciele - kręcił się po mieście Vinetown od kilku miesięcy. Nikt o nim nic nie wiedział, bo w tym regionie najpopularniejszymi pokemonami były Caterpie, Weedle oraz Rattata. Rzadko kto mógł się nawet poszczycić Pidgeye'm. Wyjątkiem był Nick - syn prezesa Związku Drwali z Vinetown. On na 11 urodziny otrzymał Hitmonlee, bardzo silnego pokemona typu walczącego - zalety posiadania bogatego ojca. Wracając jednak do Abry, jakoś sobie tutaj radził. Od czasu do czasu ktoś mu rzucał coś do jedzenia, a siostra z Centrum Pokemon opatrywała go co tydzień. Nikt jednak nie interweniował w sprawie znęcania się nad tym stworzeniem - ludzie się go bali, był dziwny. Na nic nie reagował, cały czas tylko siedział i rzadko kiedy szedł w inne miejsce miasteczka. Johnny, wysoki i szczupły chłopak o włosach koloru blond, które w tej porze roku były prawie białe, przypatrywał się całemu zdarzeniu z daleka.
- To było dobre Nick! Musisz być świetnym trenerem, skoro masz tak silnego Hitmonlee! - podlizywał się niski dzieciak, dobrze wiedząc że tak naprawdę tłusty szatyn nie ma pojęcia o treningu pokemonów. Zależało mu tylko na tym, że warto przypodobać się synowi okolicznego bogacza.
- Racja, to było coś. Zobaczcie co potrafi mój Caterpie. Atak pajęczyną, teraz! - wydusił kolejny hultaj rzucając czerwono-białą kulę na ziemię. Wyłonił się z niej zielony robak, który natychmiast puścił z paszczy strumień lepkiej, białej substancji. Abra był unieruchomiony przez pajęczynę.
- Doskonale, to co, może jeszcze jeden kopniak od Hitmonlee? - zapytał zawadiacko tłusty Nick.
- Nie, czekaj! Pora na coś innego! Zobaczymy jak Mięczak da radę z trucizną... - oznajmił Harold, szkolny maniak pokemonów typu trującego - Idź Weedle! Atak trującym kolcem!
Na placu przed szkołą pojawił się kolejny robak. Tym razem koloru cielistego, ze sporym, białym szpicem na czubku głowy. Przybrał pozycję do ataku, niczym przyczajona puma i w odpowiednim momencie wystrzelił w powietrze lecąc na Abrę. Był już blisko, ostry kolec który zabarwiał się na fioletowo z powodu zawartości trucizny był coraz bliżej bezbronnego pokemona. Chwilę poźniej rozległ się głuchy łoskot, a wszyscy zdali sobie sprawę z tego co się właśnie stało.
- NIEEEEE !! WEEDLE ! - zajęczał żałośnie Harold podbiegając do swego pokemona. Leżał na bruku ze złamanym do połowy szpicem. Nie trafił. Nie udało mu się trafić w Abrę, tylko dlatego że ktoś mu w tym przeszkodził. Metr dalej leżał na ziemii Abra w objęciach długowłosego blondyna. Johnny nie mógł na to patrzeć, musiał mu pomóc. Zazwyczaj nic go nie obchodziło, życie go nauczyło niewrażliwości na większość spraw - może to przez niepełną rodzinę? Nie zawierał z nikim znajomości, w szkole przebywał sam. Niektórzy uważali go za odmieńca, ale nikt mu tego nigdy nie powiedział. Bali się go. Był bardzo tajemniczy.
" Po co ja to zrobiłem? Przecież ten pokemon, co mnie on obchodzi? Każdy powinien sobie radzić sam, taki jest ten świat..." - myślał Johnny nadal leżąc na ziemi - " Już wiem. Wiem czemu. On jest taki sam jak ja. Nikt mu nigdy w niczym nie pomagał, a jeśli już to z przymusu. Żadnych uczuć, on ich nie znał. Wszystko co dla niego robiono było jedynie obowiązkiem, a nie chęcią płynącą z dobrego serca. Zupełnie jak ja, tyle że nade mną nigdy nikt się nie pastwił. Więc miał jeszcze gorzej ode mnie. Nauczę go jak sobie dawać radę. Podobnym sobie trzeba nawzajem pomagać" - pierwszy raz od długiego czasu w sercu i umyśle chłopca pojawił się nowy cel, do którego warto dążyć. W tej chwili jego życie przestało być wegetacją.
- FRAJER !! F- FRAJER !! ZWYKŁY IDIOTA ! - do Johnny'ego  dopiero docierały obelgi.
- Ty dziwaku! Przez Cie-ciebie mój we-weedle jest poważnie r-ranny!! - szlochał Harold.
- Nie martw się - uspokoił go Nick - za chwilę pokażemy tym dwóm odmieńcom że nie warto z nami zadzierać!!
- T-tak ! P-pokaż mu co po-potrafisz!- odparł załamany chłopak.
- TAAAAAAAK !!! WALKA ! WALKA ! WALKA !!! - około 15 dzieciaków zaczęło głośno skandować jednocześnie formując koło w którym zamknęli Johnny'ego oraz Nicka.
Po chwili wszystko ucichło, dwójka młodzików zmierzyła się wzrokiem i Nick wydał pierwszy rozkaz dla Hitmonlee.
- Niskie kopnięcie! TERAZ! - pokemon bokser zaatakował Abrę. Przez chwilę zachwiał się na nogach, i upadł na ziemię. Nie mógł więcej znieść. Nawet on, pokemon o tak wielkiej i ukrytej mocy, o tak silnej psychice miał już dość. Leżał na ziemi, a z jego zmrużonego oka wypłynęła łza.
- ZOSTAW GO W SPOKOJU TŁUSTA MENDO ! - wybuchł zwykle spokojny Johnny i rzucił się z pięściami w stronę  Nicka.
- AAAŁŁŁ !!! - zajęczał, znokautowany przez Hitmonlee Johnny.
HAHAHAHAHAHA !! W tłumie wybuchły gwałtowne śmiechy i drwiny z dwójki pokonanych. Pół przytomny Johnny przyczołgał się do Abry i ścisnął go mocno. I on nie wytrzymał, także uronił łzę. Nie robił tego od dawna, praktycznie od śmierci matki. Nie lubił pokazywać swojej słabości, a tym bardziej nie przy innych. Tym razem jednak nic nie mógł poradzić. Zastygł w tej pozycji i czekał na dalszy obrót zdarzeń. Chciał już tylko zostać sam z dziwnym stworkiem. Żeby wszyscy zniknęli, choć na chwilę.
- TO CO?! ZADAĆ IM OSTATECZNY CIOS?! HĘ ?! - pytał głośno triumfujący Nick.
- TAAAAKK !! POKAŻ IM NICK! WYKOŃCZ ICH! WYKOŃCZ ICH! - uczniowie pokrzykiwali w równym tempie. Ciekawe, jak bardzo potrafią być nieludzcy i bestialscy.
Nick szepnął coś do ucha Hitmonlee, i obaj skinęli porozumiewawczo głowami. Wszyscy zastygli w martwej ciszy czekając na posunięcie pokemona. Ten się skupiał, zacisnął mocno powieki, podniósł potężną pięść w górę i...
Chwilę przed ostatecznym ciosem, Abra otworzył oczy które pulsowały w niebieskim kolorze. Nikt tego jednak nie zauważył, każdy miał wlepione oczy w ramię pokemona Nicka. Nagle wszystkich oślepiło bardzo jasne, wręcz bolesne dla oczu biało-niebieskie światło. Cały tłum szkolnych zawadiaków leżał sparaliżowany na ziemi, wraz z potężnym pokemonem bokserem. Jednak "Mięczaka" i smukłego, długowłosego chłopaka już tam nie było. Leżeli na plaży, na drugim końcu miasteczka. Nic nie robili, upajali się poczuciem bezpieczeństwa i tym że znaleźli kogoś, z kim mogą spędzać czas i się zaprzyjaźnić. Było im dobrze. Chociaż dom Johnny'ego był niecałe 100 metrów stąd, zostali tu jeszcze przez pół godziny, uśmiechając się do siebie cały czas...

PS To by było na tyle jak na pierwszy rozdział, jak się wstawia obrazki? Oceniajcie, wszelkie uwagi i krytykę przyjmuję. Myślę że z ortografią powinno być ok, być może gorzej z interpunkcją i stylem. Miłej lektury.

Ostatnio edytowany przez DeadBoy17k (2012-02-26 18:45:21)

Offline

 

#2 2012-02-26 16:14:34

 JEZUS

http://i282.photobucket.com/albums/kk253/Quizler/Sprites%20and%20Stuff/pinkiesprite.png

Skąd: Woj. Lubelskie
Zarejestrowany: 2011-03-23
Posty: 9809633
WWW

Re: Przygody w Kanto - by DeadBoy17k

Właśnie skończyłam czytać twoje opowiadanie i powiem ci, że jest dobre, a wręcz bardzo dobre. Nie powtarzasz wyrazów zbyt często, błędów ortograficznych nie widziałam (ani jednego). Może czasami zdarzył ci się jakiś interpunkcyjny, ale naprawdę rzadko. Fabuła rewelacyjna ; ) Co prawda nie przepadam za Abrą, ale tutaj pasuje ten Pokemon. Co do obrazków to wstawimy je w ten sposób:

Kod:

 [img]link do obrazka[/img]

Mam nadzieję, że te rysunki będą twoje samodzielnie rysowane np. w paincie, ponieważ moim zdaniem, gdy dodasz do tego opowiadania obrazki Pokemonów (czy co ty tam chcesz) takie z internetu (np. screen z anime) to popsuje całą lekturę. No, ale rób jak uważasz...
Mam jedno zastrzeżenie. Piszesz, że właśnie jest koniec szkoły, a kawałek dalej jest wzmianka o tym, że teraz jest środek lata. W Polsce w lipcu nie chodzi się do szkoły, ale może zrobiłeś to umyślnie. Nie wiem...

Offline

 

#3 2012-02-26 18:49:57

DeadBoy17k

http://fc05.deviantart.net/fs70/f/2012/076/9/b/pixel_dash_testing___by_shearx-d4t07md.gif

Zarejestrowany: 2012-02-25
Posty: 3

Re: Przygody w Kanto - by DeadBoy17k

Bardzo słuszne zastrzeżenie gdyż to wcale nie było umyślne. Pomyliło mi się, ale już zmienione na "końcówka wiosny" A co do tych obrazków to nie za bardzo mam smykałkę do rysowania, jak już to jakieś z neta bym brał. Ale niech jeszcze ktoś się wypowie, jak serio będzie marnie wyglądać to sobie odpuszczę.

Offline

 

#4 2012-02-28 21:28:36

DeadBoy17k

http://fc05.deviantart.net/fs70/f/2012/076/9/b/pixel_dash_testing___by_shearx-d4t07md.gif

Zarejestrowany: 2012-02-25
Posty: 3

Re: Przygody w Kanto - by DeadBoy17k

ROZDZIAŁ II

Johnny i Abra szli krok w krok po udeptanej ziemii która sięgała 100 metrów dalej. W Vinetown nie było chodników, wszyscy poruszali się po szerokich szlakach ubitego gruntu. Tym, którym podążała właśnie dwójka znajomych prowadziła do domu Johnny'ego. Od drogi tej odchodziły dwie inne ścieżki - wzdłuż jednej stały 3 domy, a druga prowadziła do centrum miasteczka w którym znajdowało się PokeCentrum i PokeSklep. Wszystko było otoczone gęstwiną ciemnego lasu, z wyjątkiem południowych obrzeży miasteczka - tam znajdowała się nieduża, 40-metrowa plaża. Po 10 minutach wolnego spaceru obaj dotarli do standardowego, dwupiętrowego domu ze sporymi oknami. Dach pokryty był blado-czerwoną dachówką. Tak właśnie wyglądały wszystkie mieszkania w tej osadzie. Wyjątkiem była szersza "willa" z ogródkiem należąca do prezesa Związku Drwali z Vinetown - pana Clarksona. Jego synem był owy chłopak z nadwagą o czarnych włosach, który dzisiejszego popołudnia aranżował dręczenie Abry. Nazywał się Nick. Nick Clarkson.
-Mamo, wróciłem! - oznajmił blondyn jednocześnie zdejmując buty w przedpokoju.
-Och, aa.. Johnny.. Tak, tak witaj synku - wybąkała wyraźnie oszołomiona kobieta o brązowych włosach i szczupłej figurze. Wyglądała na zmęczoną i przepracowaną. Patrzyła się tępo na brązowo-żółtego pokemona, jakby nie wiedziała o co w tym wszystkim chodzi.
-Emmm...Pewnie się zastanawiasz, co to jest...- wyszedł naprzeciw matce, jakby wiedział co chciała powiedzieć - No więc.. To pokemon, tylko nie taki jak tutejsze. Wiesz, nie żaden Weedle czy Caterpie, to jest.. w sumie to sam nie wiem jaki to gatunek pokemona, wiem że nazywa się Abra, bo słyszałem jak coś mówił po swojemu... - ciągnął dalej Johnny, gdy kobieta mu przerwała.
-Tak, tak - widziałam go parę razy gdy byłam w sklepie po zakupy.. Było mi go żal, zawsze mu dawałam trochę jedzenia dla pokemonów - oświadczyła z lekkim uśmiechem na twarzy mama Johnny'ego.
-To wyśmienicie, no więc.. Postanowiłem się nim zaopiekować, wiesz... Jest trochę jak ja? Rozumiesz, prawda? Proszę, zgodzisz się żebym go zatrzymał, hę? - zapytał blondyn.
-No nie wiem, synku. Mam na wykarmieniu siebie i ciebie, co prawda dajemy sobie radę ale nie wiem czy taki pokemon nie nadwyrężyłby nas finansowo. Wiesz, odkąd tata zniknął... Wszystko jest inaczej - odparła smutno matka.
-Tak, wiem ale popatrz! Nie zostałbym tu długo. Zaplanowałem sobie wszystko dzisiaj po szkole, gdy leżałem z Abrą na plaży - zaczął entuzjastycznie Johnny - Odczekałbym ten tydzień do wakacji i wyruszyłbym razem z tym pokemonem w podróż! Dzisiaj jest 21 czerwca, przerwę mam dokładnie od 1 lipca. Ty byś miała mniej wydatków przez dwa miesiące, mogłabyś odetchnąć, a mi może... Może by mi się udało zdobyć jakieś odznaki Ligii Pokemon i pieniądze. Byłoby nam lepiej - dokończył Johnny.
-Ale, hmmm... Nadal nie wiem czy to dobry pomysł, to prawda - dużo młodych trenerów wyrusza samemu w podróż, ale bardzo się o ciebie boję - powiedziała patrząc w oczy synowi.
-Byłbym bezpieczny, z tym tutaj - wskazał na Abrę który kiwnął głową na znak potwierdzenia - I wiesz.. Jest mała szansa, bardzo mała ale jest.. Że.. Że może dowiedziałbym się czegoś o tacie. Ja ciągle mam nadzieję, że on jeszcze gdzieś tam jest, że tamtej nocy, ten pokemon - on go nie zabił... Cały czas myślę, że tata po prostu nie ma sposobności do powrotu tutaj.. Może on na mnie czeka - w którymś zakątku Kanto, wiedząc że zawsze chciałem wyruszyć w podróż pokemon. To jest jedyna szansa aby to sprawdzić. Mamo, musisz się zgodzić. Przemyśl to wszystko, a ja pójdę na górę do swojego pokoju odpocząć... - powiedział Johnny, po czym powędrował po schodach na drugie piętro.
Julie - bo tak miała na imię matka smukłego blondyna - położyła się z powrotem na kanapę i głęboko zamyśliła. Łzy jej popłynęły po policzkach, gdy Johnny wspominał o jej mężu - Josephie. Był wspaniałym ojcem i małżonkiem. Pracował jako drwal w Związku Drwali z Vinetown, jednak pewnej nocy, a dokładnie rok temu gdy kilku najlepszych pracowników zostało wezwanych do lasu - on już nie wrócił. Nie wrócił nikt z 5 wysłanych tam ludzi. Po jakimś czasie znaleźli zwłoki 4 z nich, ale nie było wśród nich Josepha. Clarkson mówił, że trzeba było usunąć niebezpieczne dla żyjących w lesie pokemonów drzewo. Jednak tam się coś stało, ale nikt nie wie do końca co. Dobrze wyszkoleni drwale nie dali by się przygnieść drzewu, więc to nie był wypadek. Krążą legendy o mistycznym pokemonie żyjącym w gęstwinach tego lasu - jednak czy to mógł być on? Czy za śmierć 4 mężczyzn i zaginięciu jednego mógł stać pokemon? Przecież każdy drwal był wyposażony w siekierę i pokeballa z Pinsirem - dość silnym pokemonem. Jeśli więc każdy pracownik wysłał swojego stwora do walki, musiało być 5 na 1. Czym mogło być to, co pokonało jednocześnie aż 5 przeciwników?
Takie pytania krążyły w głowach Johnny'ego i Julie. Matka chłopca już wiedziała, co jutro powie swojemu synowi - raz na zawsze, musi się dowiedzieć co się stało z Josephem. Czyli Johnny Green wyruszy w swoją własną podróż pokemon, i nie będzie miał odwrotu. Kto wie co go spotka, z czym będzie się musiał zmierzyć oraz czego się dowie? Czy wróci do domu jako zwycięzca, a może przegrany? Wszystko się zacznie już za kilka dni, gdy szkolny dzwonek zabrzmi po raz ostatni!


PS Kolejny rozdział skończony. Tak samo jak ostatnio, piszcie co sądzicie - szczerze i nieskrycie. Mogło być więcej błędów niż ostatnio bo pisałem to tuż przed snem. I mała prośba, jakbyście mogli to wymyślcie jakieś nazwy dla miast z salami gimnastycznymi, albo dla jakichś lasów czy rzek albo jeziór. Rozdział może trochę monotonny, ale chciałem wam przybliżyć historię rodziny Johnny'ego i trochę wygląd miasta tzn. gdzie co jest itp.

Ostatnio edytowany przez DeadBoy17k (2012-02-28 21:36:07)

Offline

 

#5 2012-02-29 07:19:53

 JEZUS

http://i282.photobucket.com/albums/kk253/Quizler/Sprites%20and%20Stuff/pinkiesprite.png

Skąd: Woj. Lubelskie
Zarejestrowany: 2011-03-23
Posty: 9809633
WWW

Re: Przygody w Kanto - by DeadBoy17k

Taa... rozdział rzeczywiście nieco nudniejszy. Rozumiem, że chciałeś opowiedzieć o ojcu chłopaka, ale szkoda, że nie ująłeś tego jako bardziej interesująco. Choć przyznam, że ciekawi mnie troszkę co lub kto kryje się za porwaniem Josepha i śmiercią 4 mężczyzn oraz historia ta nieco mnie wciągnęła. Mam nadzieję, że w następnym rozdziale, gdy już bohater wyruszy w podróż będzie więcej akcji i dynamiki. Co do błędów to oprócz kilku interpunkcyjnych nie widziałam innych. Jeszcze w sprawie miast. Mogę wymyślić wiele dziwnych nazw, ale jeśli chcesz troszkę realizmu *tak jak to było naprawdę w Pokemonach* to tutaj masz wymienione miasta z Kanto oraz ważne miejsca w tym regionie. Możesz skorzystać z ów ściągawki. Życzę powodzenia przy dalszym pisaniu,

pozdrawiam Daisy7.

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
Strony dla deweloperów