http://www.pokemon-crystal.aaf.pl

Ktoś wkradł się na moją pocztę, więc kończymy zabawę na tej domenie. Nie myślcie sobie, żę to oznacza koniec Crystala! Po prostu się przeporwadzamy. Tutaj = http://www.pokemon-crystal.aaf.pl

  • Nie jesteś zalogowany.
  • Polecamy: Komputery

Ogłoszenie

Ktoś wkradł się na moją pocztę, więc kończymy zabawę na tej domenie. Nie myślcie sobie, żę to oznacza koniec Crystala! Po prostu się przeporwadzamy.


http://www.pokemon-crystal.aaf.pl

#1 2012-06-01 19:42:09

 Snazzy

http://desmond.imageshack.us/Himg266/scaled.php?server=266&filename=koor.png&res=medium

5543089
Skąd: Sz-n
Zarejestrowany: 2011-06-01
Posty: 666
WWW

Giratina no requiem - Before Story

Można powiedzieć, że jest to taki prequel do tego fan ficka. W zasadzie mogłabym to wrzucić do jednego tematu, ale teraz wolałabym tego nie plątać.
Anyway... życzę dobrego czytania, o ile ktoś się skusi dobrowolnie, by to przeczytać
------------------------------------------

Prolog: Sombrías lágrimas (Ponure łzy)
Strugi deszczu uderzały w ziemię, nawilżając ją zbawczym związkiem chemicznym. Wokół panowała  noc. W prawie wszystkich mieszkaniach ludzie pozapalali światło, jednak ja nadal leżałem na podłodze, patrząc w okno wzrokiem szklistym od łez.
Leżałem tuż obok krwistej plamy, jednak byłem zbyt wycieńczony płaczem, by podnieść swoje cztery litery i posprzątać ten cały bałagan jaki powstał, gdy moje matka zabawiła się w samobójstwo...
W sąsiednim pokoju rozległ się płacz, jednak byłem zbyt wycieńczony, by wstać po upadku i sprawdzić, czy z Juanitą wszystko w porządku.
Nadal patrzyłem na okno, za którym rozprzestrzeniła się czarna, pochłaniająca moją duszę noc...
„Luka...”
„Gdzie on jest?!”
Powoli traciłem przytomność... Nie wiedziałem, czy słyszę głosy innych osób, czy to tylko głupie halucynacje...
- Luka, słyszysz mnie?! - poczułem, że ktoś dotknął mojego czoła. Milczałem. Nie powiedziałem nic, gdy kolejna osoba, sprawdzała, czy oddycham. W końcu zamknąłem oczy, oddychając powoli.
- Luka... Wszystko będzie w porządku... - szepnął mi do ucha cichy, kobiecy głos... Jęknąłem cicho.


- Hej! Ty, w okularach!
"Kurna... Znowu mnie dorwały..."
- Ej, słyszysz?!
Zatrzymałem się, przeklinając na wszystkie dziewczyny świata. Cholerka, czy one nigdy nie dadzą mi spokoju?
- Czego? - warknąłem, mrużąc oczy ukryte za okularami z fioletowymi szkłami. Gdy zauważyłem,  że za mną stoi o dwa lata starszy chłopak... O matko...
- Ty, smarku, może jakiś szacunek dla starszych?! - wrzasnął do mnie, plując przy okazji śliną gdzie popadnie. Westchnąłem cicho.
- Okej, o co ci chodzi? - zapytałem spokojnie. Licealista podwinął rękawy koszuli... Był chyba z dwa razy większy niż ja... No świetnie, to się doigrałem...
- Wiesz dobrze, o co chodzi... Jesteś Luka Gregorio Samuel del Calcett - tym razem to on warknął, a jego oczy zwęziły się z gniewu. Zastanawiałem się, czy nie uciekać... Ale czy gimnazjalista może zwiać potężnemu uczniowi szkoły średniej? Ech... I jeszcze nauczył się mojego pełnego imienia i nazwiska... No to zajebiście...
- Ja? - zapytałem, udając czternastoletniego debila, którym byłem w dziesięciu procentach. - Nie jestem tym przesławnym Luką del Calcettem, który nawiasem mówiąc, jest tylko debilnym dzieciakiem, który potrafi tylko kopać piłkę - odpowiedziałem, cytując wypowiedzi chłopaków ze szkoły... No cóż, nie każdy jest lubiany, a już zwłaszcza prześliczni (według dziewczyn) długowłosi szatyni z uroczymi twarzami amorków... O matko...
- To w takim razie kim jesteś?! - wydarł się znowu chłopak. O matko, przyciesz nieco ten ton...
- Lucian - przedstawiłem się fałszywym imieniem. No, wcale nie takim fałszywym, rodzina często mnie tak nazywała zamiast używać tego dziwnego "Luka", które brzmiało jak imię dla dziewczyny.
Szesnastolatek jeszcze przez parę chwil przyglądał mi się groźnie, ale w końcu splunął na ziemię i oddalił się powoli, szorując nogami o ziemię...
"Ufff, było blisko..."
Uśmiechnąłem się lekko. Po raz kolejny te wspaniałe okulary i bardziej przylizane włosy zmyliły kolejnego kolesia, którego dziewczyna się we mnie podkochuje, a jego zamiary wobec mnie nie nadawałyby się do publikacji nawet po niezłym ocenzurowaniu...
- Heh... - zacząłem iść w kierunku bloku, w którym mieszkałem razem z rodzicami z młodszą siostrą... Akurat to było lekko porąbane... Urodziłem się przez przypadek i, jak często mawiał ojciec, byłem małą luką w ich planach... A tu później kolejna ryska w ich zamiarach w postaci drugiego dziecka...
Ech, czemu rodzice zawsze sądzą, że dzieciaki to same problemy?
Aż do dzisiaj nie znałem odpowiedzi na to pytanie.


http://i52.tinypic.com/fkse3o.png
http://fc01.deviantart.net/fs71/f/2012/131/4/f/mars_caramelldansen_by_vanessagiratina-d4zcpu4.gif
Caramelldansen prowadzi do KP ^^

Offline

 

#2 2012-06-02 13:25:57

Hik.

Gość

Re: Giratina no requiem - Before Story

Ciekawe to nawet. >D
Masz fajny styl pisania, wiesz?

 

#3 2012-06-16 15:46:58

 Snazzy

http://desmond.imageshack.us/Himg266/scaled.php?server=266&filename=koor.png&res=medium

5543089
Skąd: Sz-n
Zarejestrowany: 2011-06-01
Posty: 666
WWW

Re: Giratina no requiem - Before Story

Dzięki
-----------------------
Rozdział I: Desaparición (Zniknięcie)

- Luka, Luka, umówisz się ze mną?!
- Nie daj się namawiać, pójdź ze mną na ten bal!
O jeny, jeny, Luka, chodź na bal, pocałuj mnie, ucieknijmy gdzieś razem! Czy te dziewczyny na serio się nudziły? Ja nie mogę, dziewczyny w tym wieku były na serio NIE DO ZNIESIENIA...
Wracałem do domu po treningu piłki nożnej. Rozmyślałem o całym tym ponurym dniu... Czternasty czerwca tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego trzeciego roku... Kolejny zwariowany poniedziałek, gdy musiałem odganiać się od wszelkich dziewczyn oraz ich byłych chłopaków... Naprawdę, nie wiedziałem, co one we mnie widzą... W zwyczajnym uczniu klasy drugiej gimnazjum, który wyróżnia się tylko dobrymi ocenami z biologii, chemii i zajęć fizycznych... Oraz dobrym talentem piłkarskim...
Minąłem grupkę dziewczynek z podstawówki... Tak na oko o trzy, cztery lata młodsze ode mnie... Rozmawiały na jakiś nieznany i zapewne nieciekawy dla mnie temat, bo strasznie się przy tym śmiały...
"Boże, tylko żeby się nie okazało, że będą za mną latać także dziewczyny z podstawówy.... Proszę"
- Mówię wam, jest naprawdę słodka, a jak jej się uroczo włosy kręcą... - szeptała dziewczynka w krótkich blond włosach. Pokazywała koleżankom jakiejś zdjęcie...
Uffff, przynajmniej one za mną nie latały... Ale i tak nie zaznałem spokoju.
Nawet nie zauważyłem, że coś we mnie walnęło od tyłu. Dopiero, gdy usłyszałem cichy jęk, odwróciłem się i... Zgadnijcie, co zauważyłem.
Tak jest, dziewczynę. Dziewica lat czternaście, która spojrzała na mnie zszokowana... Chyba nigdy nie odwdzięczę się swojej ukochanej staruszce za te okropnie gejowskie okulary...
- Sorki - mruknęła, prostacko mnie odpychając. Po chwilowym biegu zatrzymała się, by na mnie spojrzeć. - Nie widziałeś może gdzieś tutaj Luki del Calcetta?
- Hm?
O matko! Ona chciała mnie dorwać! I jeszcze zapewne mnie śledziła! No to na serio mam przerąbane.
- O ile dobrze pamiętam, szedł w stronę centrum, tam, gdzie są stare kamienice - skłamałem. Dzieweczka uśmiechnęła się albo może będzie lepiej, gdy powiem, że próbowałam wykonać ten miły gest - niestety, jej twarz została wykrzywiona przez nieokreślony grymas. Ano, okularnicy w takich panienkach wywołują tylko obrzydzenie.

Nadal nie wiem, czemu tak reagowałem na ich zaloty. Czy kierowała mną potrzeba spokoju, bycia w samotności? A może chciałem odwlec podjęcie decyzji?
W końcu miałem zaledwie czternaście lat.
Chociaż... Może gdybym się zdecydował na którąś z nich, nie przeżywałbym tak tego tragicznego dnia...


Osiedle, na którym mieszkałem razem z rodzicami i młodszą siostrą, było normalnym zbiorem bloków wybudowanych w latach siedemdziesiątych dwudziestego wieku. Mój ojciec odziedziczył mieszkanie po swoich rodzicach. Przez kilka lat dzieliliśmy pokoje z jego bratem, ale gdy ciotka May oznajmiła mu, że jest w ciąży i to w dodatku bliźniaczej... Ech, wiadomo.
Gdy zauważyłem ich samochód, zdziwiłem się mocno. Ojciec miał dzisiaj późno wrócić z pracy, a poza tym widzieliśmy się wszyscy wczoraj... Oczywiście, musiałem posłużyć jako niańka dla maluchów, by dorośli mogli sobie spokojnie porozmawiać... Ech, najgorsze było rozdzielanie skłóconych bliźniaków - nie polecam...
Ale może lepiej będzie wrócić do tematu? Wspiąłem się na trzecie piętro i wyjąłem klucze... Ale i tak niepotrzebnie. Drzwi były otwarte na oścież.
Wkroczyłem dumnie do mieszkania i natychmiast wpadłem na swoją matkę.
- Hm, przepraszam... - jęknąłem, pocierając głowę. - Coś się stało, że wuj Emilio tu przyjechał?
- Owszem, młody - usłyszałem jego głos. Nie był wesoły, tak jak wczoraj. Wściekły, kipiący żądzą zemsty.
Nie wyglądał na te dwadzieścia pięć lat - raczej na trzydzieści. Czarne rozczochrane włosy miał zlepione czymś, co wyglądało jak krew i istotnie nią było. Mundur też miał częściowo czerwony... No nieźle, ciekawe gdzie się tak urządził, nieprawdaż?
- Luka.. - powiedział z poważnym wyrazem twarzy. - Gregorio zniknął.

Nie mogłem uwierzyć w to, co usłyszałem. Do dzisiaj, gdy przemierzam ciche i puste ulice Celestic, rozmyślam. Zastanawiam się, czy nadal żyje. Czy zginął tamtego dnia. Czy umarł w męczarniach później.
Znowu padał deszcz, a ja biegłem jak najdalej, nie zwracając uwagi na to, że jest dopiero południe i powinienem być w szkole.
Kolejne cienie poruszały się za mną. Śledziły mnie od tamtego pamiętnego dnia, którym był czternasty czerwca... Kolejna osoba skąpana we krwi. Kolejna krwawa ofiara mojego życia...
- Dlaczego?! Dlaczego ja?! - krzyknąłem nagle, zatrzymując się. Pozwoliłem, by łzy spływały razem z kroplami deszczu.


Zniknął. Ojciec zniknął.
Wuj przekazał nam wszystko bardzo dokładnie. To był zaplanowany atak.
I nadal nie znaleźli ani ciała ani żywego ojca...
W telewizji mówili o tym zamachu przez kilka dni. Zginęły w nim dwie osoby, a kilka zostało rannych.
Przez cały tydzień nie chodziłem do szkoły. Leżałem w łóżku i patrzyłem na sufit...
Przez cały tydzień było cicho, żadnych wiadomości.
Przez cały tydzień nie roiło się dookoła od dziewczyn... No, chociaż jeden plus.

...
.........
.................

- Hej, Luka!
Zero reakcji.
- Ej no, Lukaaa...
Kolejny zignorowany jęk.
- Luka, jeśli zaraz nie otworzysz tych popierdolonych drzwi...
- Flint, opanuj się!
Ciche szepty i krzyki dochodzące z przedpokoju. Nie zwracałem na nie uwagi - skupiłem się wyłącznie na czytaniu. Odłączyłem się od świata rzeczywistego, by zagłębić się w nieco poważniejszą lekturę...

Trzask staromodnego klucza przekręcanego w zamku skutecznie odciągnął mnie od wszystkiego. Specjalnie zwiedziłem wszystkie sklepy w mieście z różnymi starociami, by znaleźć taki zamek do drzwi - stary, z podłużnym kluczem, robiący dużo hałasu. Mimo, iż pewnie większość moich rówieśników uważałaby go za jakiś kretynizm, lubiłem ten dźwięk i zimno żelaza.
- Hm... - mruknąłem, mrużąc oczy. Nie wiedziałem, która jest godzina. Światło, które nagle wpadło do pokoju, raziło mnie dosyć mocno. Dzięki temu nie rozpoznałem dobrze osób wkraczających do mej pustelni.
Jako pierwsza weszła moja matka. Długie brązowe włosy zakrywały częściowo jej ponurą twarz - nawet nie patrząc na nią, wiedziałem, co czuje... Natomiast pozostałej dwójki nie spodziewałbym się nigdy. A już szczególnie w takiej chwili.
Dziewczyna zdjęła opaskę z krótkich włosów o piaskowej barwie, by poprawić nieco fryzurę. Kosmyki opadły na bladą, wystraszoną twarz z dużymi orzechowymi oczami i małymi ustami. Ubrana była w szkolny mundurek - bluzkę w marynarskim stylu (ech, typowe szkolne ubranie) i plisowaną spódniczkę, jednak nie wyglądała na całkowicie skromną. Zamiast skarpetek miała getry w krwistoczerwonym kolorze i wyglądające na dosyć solidne czarne buty, których pewnie nie powstydziłby się żołnierz na jakiejś trudnej wojnie.
Jej towarzysz poczochrał sobie lekko czerwoną fryzurę, uśmiechając się łobuzersko do mnie. Bluzę od mundurka związał elegancko w pasie, odsłaniając koszulę, która... No cóż, nie wyglądała na świeżo założoną.

Wbrew zasadom przyjętej przeze mnie żałoby, odwzajemniłem uśmiech, jednak po chwili naszła mnie myśl, że nie ma z czego się cieszyć.
Flint Shooter podszedł do mnie i puknął mnie lekko w czoło.
- Nie poznaję cię, stary... - powiedział, krzywiąc się nieznacznie. - Zazwyczaj jesteś pełen energii, trudno cię powstrzymać przed jakimiś działaniami, a teraz? Siedzi przede mną jakiś otumaniony żałobą mięczak, który na dodatek ma prze...
- Dosyć tego. - Amy wkroczyła do akcji, zasłaniając mu ręką usta, co nieco go ostudziło. - Łamiesz parę zasad, które został ustalone na długo przed dniem, w którym się urodziłeś. Nie powinieneś wyśmiewać się z czyjeś żałoby... pacanie. A teraz z łaski swojej wyjdź, bo wszystko utrudniasz... Aż zaczynam żałować, że cię tu wzięłam...
Chłopak zacisnął mocno zęby. Wiedziałem doskonale, że walczy ze sobą, by nie odpyskować niezbyt grzecznie dziewczynie, jednak po chwili dał sobie spokój i opuścił pomieszczenie bez słowa.
Amy natomiast usiadła obok mnie i zaczęła się we mnie intensywnie wpatrywać. Zawsze mówiła, że przymierza się w ten sposób do realizacji swoich marzeń, jednak nigdy nie dowiedziałem się, ile procent z tego wszystkiego to szczera prawda.
- Wiesz... Zawsze wydawałeś mi się inny niż reszta... - zaczęła cicho. - Taki... bardziej dojrzały czy coś w tym stylu...
- No i co z tego, do cholery jasnej?! - syknąłem, przerywając jej wypowiedź. - To, jaki jestem, nie przywróci go do życia, dobrze o tym wiesz...
Urwałem, widząc jej twarz. Oczy mrugały zbyt często... jakby miała się rozpłakać...

- Nie powinieneś tak ich traktować, Lucian - mruknęła cicho moja matka, opierając się o ścianę.
Prychnąłem rozdrażniony.
- Przychodzą tu nieproszeni i przypominają o tym, o czym nawet nie powinni mówić w mojej obecności, by mnie nie wkurzyć... Co miałem zrobić twoim zdaniem? - zaśmiałem się cicho, otwierając książkę w miejscu, w którym skończyłem czytać. - Zresztą... nieważne.

Minęły dwa miesiące, a ja nadal nie żałowałem za grzechy swoje... czy jak to katolicy nazywają. Zwyczajne dwa miesiące, w czasie których nic ciekawego się nie działo - chodziłem do szkoły, mama zajmowała się siostrą i jednocześnie dorabiała jakimiś drobnymi tłumaczeniami. Nic nie zapowiadało tego, co miało się stać.
Było to niedługo po letniej przerwie w nauce. Upalny sierpień dawał się wszystkim we znaki, a ulice  opustoszały - wszyscy chronili się przed żarem lejącym się z nieba. Tylko ja zmierzałem w kierunku blokowiska.
Pierwszą rzeczą, jaka mnie zaniepokoiła, była zupełna cisza. Żadnych płaczów, śmiechów, rozmów.
Przekręciłem klucz w zamku i ostrożnie otworzyłem drzwi. I tak zaskrzypiały przeraźliwie, burząc nienaturalną ciszę. Gdy wszedłem, wszystko się wyjaśniło, chociaż nie było to pozytywne wyjaśnienie - wręcz przeciwnie.
Krew kapała powoli, tworząc na podłodze krwistą plamę. Nóż wbity był w jej klatkę piersiową, a ona sama wyglądała na nieprzytomną. Poruszyła się jednak nieznacznie, gdy podszedłem.
- Wróciłeś...? - wykrztusiła cicho, biorąc szybki wdech.
- Co ty... Co ty, do cholery, zrobiłaś ze sobą, mamo?! - jęknąłem głośno, zamykając szybko drzwi. Uśmiechnęła się lekko, jakby cała ta sytuacja była zabawna.
- Miło, że... zamknąłeś drzwi - mruknęła. - Przynajmniej... nie będzie.. problemów...


http://i52.tinypic.com/fkse3o.png
http://fc01.deviantart.net/fs71/f/2012/131/4/f/mars_caramelldansen_by_vanessagiratina-d4zcpu4.gif
Caramelldansen prowadzi do KP ^^

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
HĂ´tels Ciechocinek