http://www.pokemon-crystal.aaf.pl

Ktoś wkradł się na moją pocztę, więc kończymy zabawę na tej domenie. Nie myślcie sobie, żę to oznacza koniec Crystala! Po prostu się przeporwadzamy. Tutaj = http://www.pokemon-crystal.aaf.pl

  • Nie jesteś zalogowany.
  • Polecamy: Moda

Ogłoszenie

Ktoś wkradł się na moją pocztę, więc kończymy zabawę na tej domenie. Nie myślcie sobie, żę to oznacza koniec Crystala! Po prostu się przeporwadzamy.


http://www.pokemon-crystal.aaf.pl

#1 2012-06-10 18:44:52

 SZATAN7

http://i.imgur.com/G4Kzq.png

13125568
Skąd: we mnie tyle wdzięku? :3
Zarejestrowany: 2011-06-01
Posty: 6666
Starter: Riolu :3

Życie jest jedno, nie zmarnujmy go. - Twórczość Itasi. Enjoy~ :3

Cześć i czołem, kluski z rosołem. :3
Yup, to znowu ja, z kolejnym dzikim FF'em. Uprzedzę Was, że nie piszę o pokemonach ani niczym takim. Generalnie jest to takie ot sobie opowiadanie, na które naszła mnie ochota niedawno. Jeśli będzie się Wam podobać, i będziecie komentować - lenie - to z pewnością będę pisać dalej i dalej, aż do końca...i jeszcze dalej c:
W każdym bądź razie, jak pisałam powyżej, komentarze są bardzo, ale to bardzo mile widziane, gdyż dzięki nim wiem, co należało by poprawić, a czego starać się używać więcej i takie tam pierdoły.

Tytuł z pewnością jakiś z biegiem czasu wymyślę..^^


Prolog




        Siedziałam z rodzicami w barze, świętując awans mojego taty. Miał zostać kierownikiem w całkiem sporej firmie marketingowej. Moja mama nie pracowała, dlatego to na ojca spadł cały ciężar utrzymania rodziny. Nie można się było zatem dziwić, że gdy otrzymał awans rodzice wpadli w euforię. Nie, żeby wcześniej nam czegoś brakowało, jednak zawsze były ograniczenia, które teraz moglibyśmy zbyć machnięciem ręki. Cieszyłam się również z nimi, ale jak to zwykle bywa, spędzanie piątkowego wieczoru w barze, z promieniejącymi rodzicami nie było na liście moich priorytetów. Byłam umówiona z Agnes na maraton filmowy, który wyparował wraz z wtargnięciem mojego taty do domu. I oto jestem, zanudzona, opierając głowę na dłoniach  przy jednym z licznych stolików. Moi rodzice właśnie mieli coś podobnego do burzy mózgów i gestykulowali gorączkowo, kiedy mama zerknęła na mnie kątem oka i cały jej entuzjazm wyparował.
- Co jest skarbie? Nie cieszysz się?  - zapytała zmartwionym tonem.
      Na jej czole pojawiły się zmarszczki dezorientacji.
- Wszystko w porządku. Po prostu źle się czuję. – odpowiedziałam potrząsając głową, z nadzieją, że w to uwierzy i odpuści.
- Chcesz wrócić do domu? – zapytał od razu tata, pospiesznie wygrzebując z kieszeni klucze.
       Powstrzymałam cisnący mi się na usta szeroki uśmiech. Tata zawsze wiedział, czego tak naprawdę mi potrzeba. Mówi się, że to kobiety lepiej się rozumieją i tak dalej, ale w moim przypadku, to mój tata był kotwicą, do której zawsze zwracałam się z problemami.
- Byłoby świetnie. – mruknęłam i chwyciłam klucze, mocno je ściskając.
- No dobrze. Tylko uważaj na siebie. Wrócimy późno, nie czekaj na nas. – oznajmiła mama z troską w głosie, mimo, że nie dało się nie zauważyć tej radości, która ją otaczała.
        Obróciłam się na pięcie i skierowałam do wyjścia. Bar o tej porze nie był za bardzo zatłoczony, jednak nie było żadnych wolnych stolików. Większość z nich zajęta była przez pary zakochanych lub grupki przyjaciół. Patrząc na nich poczułam ukłucie tęsknoty. Nie należałam do brzydkich, czy nie lubianych, ale nigdy nie miałam nikogo, z kim mogłabym spędzić taki wieczór. Mogłam liczyć tylko na Agnes, moją jedyną prawdziwą przyjaciółkę, chociaż i ona nie mogła być wszędzie.
      Zbeształam się mentalnie. Nie pora na rozpaczanie nad swoim życiem. Przepchnęłam się obok umięśnionego mężczyzny z grubą pieszczochą na szyi oraz ciężką, skórzaną kurtką zarzuconą niedbale na plecy i stanęłam w drzwiach. Mimowolnie odwróciłam się, aby zerknąć na moich rodziców. Trzymali się za ręce, uśmiechając się do siebie nawzajem. Tata pochylił się nad stołem, aby pocałować mamę…
      …i potem rozpoczął się chaos. W jednej chwili stałam w barze, obserwując moich rodziców, by w następnej zostać odrzuconą gwałtownie na ścianę. Impet uderzenia był tak duży, że straciłam oddech w płucach. Ludzie zaczęli wrzeszczeć, i czym prędzej wybiegali z baru. Niestety, ale na ich drodze stanęła grupa mężczyzn, wszyscy odziani w czerń. Nim zdążyłam choćby mrugnąć otworzyli ogień, strzelając do wszystkich znajdujących się w barze ludzi. Zmusiłam moje kończyny do ruchu, i doczłapałam się do lady, za którą się schowałam. Moje serce waliło tak głośno, iż byłam pewna, że ktoś je usłyszy. Ręce mi się trzęsły. Miałam mętlik w głowie. Czego oni chcieli? Dlaczego zabijali tych wszystkich niewinnych ludzi? Moi rodzice… moje serce zamarło. Przełknęłam gulę strachu i wychyliłam się delikatnie, skanując wnętrze baru, a raczej to, co z niego zostało. Wszystkie stoły zostały poprzewracana, krzesła połamane, pułki oraz obrazy zdobiące ściany baru zostały porozrzucane po całej podłodze, a wśród nich wszędzie widziałam krew. Krew, i ciała martwych ludzi.  Z głębi baru nadal dało się słyszeć strzały z broni automatycznej. Jednak to mnie nie obchodziło. Moje myśli zaprzątali moi rodzice, których nie mogłam zauważyć.
     Coś stęknęło pod połamanym stołem. Nasłuchiwałam kroków, ale jako, że nie usłyszałam żadnych postanowiłam zaryzykować i najciszej jak umiałam doczołgałam się do tej osoby. Wiedziałam, że muszę jakoś jej pomóc, mimo, że lekcje z pierwszej pomocy przespałam. Odsunęłam delikatnie blat stołu. Zasłoniłam twarz dłonią, tłumiąc krzyk. To był mój tata a obok niego mama. Tato ledwo oddychał, mama leżała nieruchomo.
- Ttato…- wyszeptałam, czując, jak łzy spływają mi po policzku. – Tatusiu, proszę..
- Rachel..ucciekk..a.a..j. – wycharczał mój tata, resztką sił.
        Moje gardło ścisnęło się i nie mogłam nic powiedzieć. Złapałam dłoń mojego taty i ścisnęłam mocno. Uciekać? Na pewno nie.
- Spokojnie tato, jakoś ci pomogę. Znajdę… - powiedziałam, rozglądając się na boki, w poszukiwaniu czegokolwiek, czym mogłabym zatamować krwawienie.
- Uciekaj..- powtórzył tata, po czym jego dłoń zwiotczała. Umarł.
     W następnym momencie poczułam rozsadzający ból z tyłu czaski i wszystko pokryła ciemność.

Ostatnio edytowany przez Itaschi (2012-06-10 21:53:21)



http://i46.tinypic.com/oubdyv.png


"Nawet diabeł może zapłakać, gdy rozejrzy się po piekle i zrozumie, że jest tam sam."

Offline

 

#2 2012-06-10 21:32:40

 JEZUS

http://i282.photobucket.com/albums/kk253/Quizler/Sprites%20and%20Stuff/pinkiesprite.png

Skąd: Woj. Lubelskie
Zarejestrowany: 2011-03-23
Posty: 9809633
WWW

Re: Życie jest jedno, nie zmarnujmy go. - Twórczość Itasi. Enjoy~ :3

Najpierw błędy ;3

Itaschi napisał:

Obróciłam się napięcie i skierowałam do wyjścia.

Chyba nie chodziło ci o takie napięcie elektryczne? ;] Oczywiście wiem, że to tylko brak spacji, ale cóż... i tak się będę czepiała.

Itaschi napisał:

Niestety, ale na ich drodze stanęła grupa mężczyzn, wszyscy ubrani w czerń.

Nie jestem pewna, czy można tak napisać, ale trudno. Może wystarczy "na czarno"?

No, no... tylko dwa błędy, które ujrzałam. Nie znam się na stawianiu przecinków w zdaniu, więc czy dobrze to zrobiłaś nie mogę ci powiedzieć. Ale pewnie jest okey ^_^ Ortografia w porządku.
Opowiadanie wydaje się być całkiem interesujące. Ciekawy pomysł na rozpoczęcie. Prócz śmierci rodziców nie ma motywów powtarzających się u większości FF'ów. To bardzo dobrze, bo nie lubię czytać po raz dwudziesty dzieła w którym chodzi o to samo co w poprzednich dziewiętnastu. Słownictwo też masz bogate czego mogę ci pozazdrościć. Jakiego gatunku będzie to opowiadanie? Możesz coś zdradzić, czy muszę czekać do następnej części? Jakiś horror? Będą elementy fantastyki (tylko proszę, żeby nie było czegoś na styl "dziewczyna zdobywa super moce i staje się niepokonana")? Mam nadzieję, że coś z tego fajnego wykminisz.

Offline

 

#3 2012-06-10 21:51:04

 SZATAN7

http://i.imgur.com/G4Kzq.png

13125568
Skąd: we mnie tyle wdzięku? :3
Zarejestrowany: 2011-06-01
Posty: 6666
Starter: Riolu :3

Re: Życie jest jedno, nie zmarnujmy go. - Twórczość Itasi. Enjoy~ :3

Na początek, dzięki za te dwa upomnienia, którym natychmiast się zajmę ; )
Co do samego opowiadania, to myślę, że będzie to zwykła młodzieżówka. Motyw z rodzicami faktycznie trochę przereklamowany, ale chciał nie chciał, musiał on być napomniany, zatem z góry przepraszam. Nie, zdecydowanie nie przybędzie nikomu żadnych mocy, ani nic takiego ;P Ogólnie cóż mogę Ci powiedzieć...och, a może jednak wstrzymajmy się do dalszych części? Obiecuję, że I rozdział dodam jutro, więc długo czekać nie będziesz musiała, a jestem pewna, że już po tym pierwszym rozdziale będziesz miała z grubsza wyobrażenie fabuły całego opo.
Oraz oczywiście dziękuję za komplementy odnośnie całokształtu :3



http://i46.tinypic.com/oubdyv.png


"Nawet diabeł może zapłakać, gdy rozejrzy się po piekle i zrozumie, że jest tam sam."

Offline

 

#4 2012-06-11 15:25:53

KRÓLIK SZATANA

http://i.imgur.com/7PjEk.png

Skąd: we mnie ochota na kota?
Zarejestrowany: 2011-08-09
Posty: 666
Starter: akt. Jolteon

Re: Życie jest jedno, nie zmarnujmy go. - Twórczość Itasi. Enjoy~ :3

No to z góry Ci powiadam, że na prawdę fajnie piszesz C:. Tak jak w tym FF'ie na HI to znów trochę nie moje klimaty, ale i tak wciągnęło mnie z powodu twojego stylu pisania (znowu mnie zżera zielona zazdrość od środka, bo kcem pisać jak ty D: ). Jedyne co się rzuciło w oczy to rzeczywiście motyw zginięcia rodziców, który jest już od wieeeeeelu dziesięcioleci wałkowany przez wschodzących dopiero pisarzy (sam też go nie raz używałem @.@), ale znając ciebie to rozwiniesz to na bardzo fajne opowiadanie C:. Pisz dalej i nie kończ tego po kilku rozdziałach tak jak kończyłaś inne, wcześniejsze Fan Ficki .



http://desmond.imageshack.us/Himg809/scaled.php?server=809&filename=agor1.png&res=landing
                                             ~ KP | Box | Bank | Stragan ~       ~ Sygnaturka by Molin; Avatar by Mizu

" And there's nothing wrong with me.
This is how I'm supposed to be.
In a land of make belive,
that don't belive in me. "
                                                         ~ Green Day - Jesus of Suburbia

Offline

 

#5 2012-06-11 17:35:21

 SZATAN7

http://i.imgur.com/G4Kzq.png

13125568
Skąd: we mnie tyle wdzięku? :3
Zarejestrowany: 2011-06-01
Posty: 6666
Starter: Riolu :3

Re: Życie jest jedno, nie zmarnujmy go. - Twórczość Itasi. Enjoy~ :3

Wg. mnie wcale nie piszę jakoś świetnie, wręcz przeciwnie, ale bardzo dziękuję :3
Ach, no i ja tam bardzo chętnie mogłabym pisać kolejne rozdziały i pisać, ale jak nikt nie chce komentować, to mam odczucie, że nikogo to nie obchodzi, więc nie dodaję nowych, no :c


Aale, oto obiecany I rozdział. C:  Trochę mi wyszedł długi, i być może za bardzo monotonny, ale jak sami doskonale wiecie, nie może się za dużo dziać już na dzień dobry, no D:
Enjoy it :3

Rozdział 1



       Jechałam na tyłach ekskluzywnego SUV’a, w towarzystwie kilku przerośniętych facetów w smokingach. Wszyscy siedzieliśmy w ciszy, dzięki czemu mogłam wsłuchać się w cichy warkot silnika. Mimo, że zapewniano mnie, że nic mi nie grozi, a wręcz przeciwnie, nie czułam się zbyt komfortowo w samochodzie napchanym po brzegi testosteronem. Fakt, że ani jeden z tych mężczyzn nie przejawiał oznak życia również nie pomagał.
      Bębniłam mimowolnie palcem w szybę, rozglądając się na boki. Akurat przejeżdżaliśmy mało ruchliwą drogą, biegnącą przez las. Z początku moje serce zaczęło bić nierówno, jednak odprężyłam się  gdy zadzwonił telefon, i mężczyzna po drugiej stronie linii zapewnił, że już niebawem będziemy na miejscu. Powinnam zapewne zdenerwować się jeszcze bardziej, ale miał tak łagodny i szczery głos, że wszystkie moje zmartwienia odeszły na drugi plan i zrelaksowałam się .
        Jakiś kwadrans później SUV zatrzymał się przy masywnej, stalowej bramie. Była na tyle wysoka, że nie byłam w stanie zobaczyć, co się znajduje po drugiej stronie. Przypuszczałam jednak, że będzie to coś w rodzaju bunkra albo hangaru, bo z pewnością nie będzie to 5-gwiazdkowy hotel w środku puszczy. Brama otworzyła się mechanicznie i kierowca ruszył na przód. Minął bramę oraz niewielką budkę, przy której siedziała grupka umięśnionych mężczyzn w mundurach i zatrzymał się.
         Moja obstawa wysiadła, po czym jeden z nich przytrzymał mi drzwi. Skinęłam mu uprzejmie, a następnie zaprowadzili mnie do środka budynku. Na środku korytarza stał mężczyzna – również w garniturze – z lekkim uśmiechem na twarzy. Podszedł do nas i wyciągnął do mnie swoją dłoń.
-  Kevin Dale. – powiedział miękko, a ja zorientowałam się, że to on rozmawiał ze mną przez telefon.
- Rachel Sa.. –
- To już nie jest twoje imię, moja droga. – przerwał mi łagodnie Kevin.
         Spojrzałam na niego zdezorientowana i poczułam jak moje gardło zaciska się. Jak to, to już nie jest moje imię?
- W takim razie… kim jestem? – zapytałam cichym, drżącym głosem, ze wzrokiem  wbitym w podłogę. Czułam, jak łzy zaczynają wypełniać moje oczy, ale odpędziłam je kilkoma stanowczymi mrugnięciami.
- Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie. Pozwól za mną. Na pewno zmęczyłaś się podróżą. – powiedział, i ujął mnie pod łokieć. Skinął mężczyznom stojącym dookoła mnie i skierowaliśmy się w głąb korytarzu. – Chociaż zapewne nie tylko podróżą. – dodał cicho, gdy zostaliśmy sami.
      Kevin poprowadził mnie do niewielkich, ciemno-szarych drzwi. Za pomocą karty magnetycznej otworzył je, i przepuścił mnie pierwszą. Wnętrze tego pokoju nie było wytworne ani kosztowne. Właściwie, można by powiedzieć, że zostało zaprojektowane z myślą o prostocie. Jedno łóżko, obok którego stała mała drewniana komoda z kilkoma książkami, szafa w rogu pokoju i małe drzwi, zapewne prowadzące do łazienki. Nie, żeby mi to przeszkadzało – w tym momencie nic mnie nie obchodziło.
- To będzie twój pokój przez najbliższy czas. Jak się zaadaptujesz, zmienimy ci miejsce zamieszkania i będziesz mogła zacząć wszystko od nowa. – wyjaśnił pan Dale, pocierając czoło w wyraźnym geście zmęczenia.
     Usiadłam bez słowa na brzegu łóżka i przyjrzałam się mojemu opiekunowi. Był średniego wzrostu, dobrze zbudowanym mężczyzną. Co prawda na jego twarzy zaczynały się pojawiać zmarszczki, które otaczały jego szare oczy, a w jego ruchach dało się wyczuć zmęczenie i rezygnację. Miał ciemno brązowe, lekko kręcone włosy, które bezwładnie opadały mu na czoło, przez co wyglądał niemal chłopięco, co było niezwykle zabawne, zważywszy na fakt, że był zdecydowanie po pięćdziesiątce.
- Chciałabyś mnie o coś zapytać?
        Podniosłam wzrok, słysząc to pytanie. Normalnie pewnie roześmiałabym się, albo odpowiedziała z sarkazmem, ale tak naprawdę chyba nic nie pozostało ze starej mnie. Dodatkowo, faktycznie miałam masę pytań, co również bardzo rzadko mi się zdarzało wcześniej.
     Wzięłam głęboki wdech i zacisnęłam dłonie po bokach w pięści.
- Co ze mną będzie? – było to pierwsze pytanie, jakie mi przyszło na myśl, i chyba najważniejsze.
     W pokoju zapanowała cisza. Słyszałam swój oddech, drżący, płytki, jakbym właśnie przebiegła nie wiadomo ile kilometrów. Odważyłam się zerknąć na Kevina aby sprawdzić, czy go zdziwiłam? Zdenerwowałam? Wyraz twarzy miał zasmucony, wzrok zamglony wspomnieniami, jednak szybko zamrugał i spojrzał na mnie.
- Otrzymasz nową tożsamość i będziesz żyć tak, jak żyłaś wcześniej. – oznajmił bezbarwnym tonem. Na powrót przyodział maskę obojętności przez co poczułam, jak wzbiera we mnie gniew.
- Jak dawniej? – zapytałam podniesionym tonem, po czym roześmiałam się, bynajmniej nie wesoło. – Nic już nie będzie jak dawniej. Moi rodzice nie żyją! Tam gdzieś na zewnątrz mordercy mojej rodziny siedzą sobie przed telewizorami, albo szykują się na kolejny atak, a ty stoisz tu spokojnie i udajesz, że wszystko jest w porządku! – krzyknęłam, czując, jak łzy spływają mi po policzkach. Ręce zaczęły mi się trząść, jednak ja jeszcze nie skończyłam. – Nie chcę tak żyć. Ty nawet nie wyobrażasz sobie, jak to jest stracić każdego, kogo się kochało, każdego na kim ci zależało. Zostałam sama, nie mam pieniędzy, żeby przeżyć, nie mam nic. – dodałam, łamiącym się głosem.
- Nie to miałem na myśli. I doskonale wiem, jak się czujesz. – odpowiedział ostro Kevin spoglądając na nie spod przymrużonych powiek. – Wiem, że w ciągu 24 godzin wiele przeszłaś i obecnie nie jesteś w stanie racjonalnie myśleć. Jesteś roztrzęsiona i zagubiona, i rozumiem to. Wiedz jednak, że tutaj nikt nie toleruje takich napadów histerii. Odpocznij, prześpij się, uporządkuj wszystko. Później przyjdę do ciebie i wszystko sobie wyjaśnimy. – burknął nieco łagodniejszym tonem i wyszedł.     
     Otarłam policzki i wzięłam kilka uspokajających oddechów.
     W głowie nadal pobrzmiewały mi słowa pana Dale’a.  Że niby wie, co przeszłam? Tak, jasne. Poza tym, zdecydowanie nie było u mnie problemem racjonalne myślenie.  Mam zaledwie 16 lat, czego on się spodziewał? Że będę wesoło podskakiwać jak małe, głupie dziecko? Zdecydowanie nie. Przeszłam za wiele, aby teraz ukazywać beztroskę.
       Potrząsnęłam głową, która zaczynała boleśnie pulsować. Nie czas teraz na takie rozważania – pomyślałam, powtarzając słowa Kevina. Mimo, iż zamieniłam z nim niewiele słów, a dodatkowo praktycznie nic o nim nie wiem, czułam, że mogę mu ufać. Może i zachowywał się względem mnie dość chłodno i obojętnie, ale byłam pewna, że pod tą fasadą zimnego opiekuna czai się porządny, uprzejmy mężczyzna.
      Zamknęłam oczy i położyłam się na łóżku, cofając się w czasie do wydarzeń z poprzedniej nocy. Klub, głośna, dudniąca muzyka wypełniająca całe otoczenie, moi rodzice i ja. Później ni stąd ni zowąd rozpętał się chaos. Szkło latało w powietrzu tak jak i pociski, ludzie krzyczeli i biegali, przepychając się nawzajem. Upadając na podłogę odczołgałam się w stronę baru, już w połowie zdemolowanego. Schowałam się pod ladą i modliłam, aby to wszystko minęło, aby ci ludzie sobie poszli i zostawili to miejsce w spokoju. Oczywiście nic takiego się nie wydarzyło, z wyjątkiem śmierci mojej rodziny.
      Przekręciłam się na bok i zacisnęłam powieki. Nie mogę wiecznie wspominać tej tragedii. Będzie ciężko i zdecydowanie wszystko ulegnie diametralnej zmianie, ale nie poddam się. Moi rodzice chcieliby, abym walczyła, i tak też uczynię. Nie zmienię się w pustą skorupę bez uczuć.
      Z tym postanowieniem wychyliłam się z łóżka i sięgnęłam po pierwszą lepszą książkę, leżącą na komodzie. Okazało się, iż była to powieść fantastyczno-naukowa o ludziach, którzy badali zdolność porozumiewania się między delfinami, gdzieś na Wielkiej Rafie Koralowej. Nigdy nie byłam fanką takich gatunków, jednak na przekór sobie zaczęłam czytać ten tomik.
       Nagle usłyszałam ciche pukanie do moich drzwi. Zamknęłam zdziwiona książkę i odłożyłam ją na blat. Wstałam i przeciągnęłam się, zerkając z niedowierzaniem na zegarek na mojej dłoni. Czytałam przez ponad 4 godziny! Zapewne nadal wzdychałabym nad moim dziwnym przypadkiem, ale pukanie rozległo się ponownie. Czym prędzej sięgnęłam po klamkę i nacisnęłam ją, wpuszczając promienie światła z korytarzu do mojego zaciemnionego pokoiku.
        W progu stał Kevin, z dłońmi wciśniętymi w kieszenie. Przyjrzałam mu się dokładnie od góry do dołu. Zmienił swoje ubrania z garnituru na coś bardziej codziennego – wygodne, ciemne spodnie oraz sweter w serek. Przyglądał mi się badawczo.
- W czymś mogę pomóc? – spytałam uprzejmie, spotykając się z nim wzrokiem.
- Istotnie. Chciałbym, żebyś porozmawiała z szefową, która cię wprowadzi, a później ja dokończę prezentację. – powiedział swoim zwykłym, poważnym tonem.
       W zamyśleniu zerknęłam na mój lekko pognieciony T-shirt i sprawne jeansy. Zapewne powinnam udać się na takie spotkanie w czymś bardziej formalnym, ale nie bardzo miałam w co się przebrać. Zagryzłam wargę w lekkim zażenowaniu.
- Tym się nie przejmuj. Wyglądasz świetnie. – rzucił Kevin, jakby czytał mi w myślach. Co jak co, ale zdecydowanie mi tym pomógł, oraz dodatkowo polubiłam go jeszcze bardziej. Przez chwilę nawet przypominał mi mojego tatę, który bez słów potrafił czytać ze mnie jak z otwartej księgi. Zanim jednak łzy mogły znów wypełnić moje oczy, szybko zamrugałam, odganiając te wspomnienia. – A teraz pozwól za mną. – oznajmił pan Dale, zupełnie nieświadomy mojej wewnętrznej rozterki.
       Skinęłam głową, i wyszłam z pokoju, zamykając drzwi. Kevin poprowadził mnie przez cały korytarz, aż do niewielkich drzwi. Za nimi znajdowało się małe pomieszczenie, charakterystycznie obłożone, które – ku o jakże wielkiemu zdziwieniu – okazało się windą. Na tarczy były numerki od – 5 do 15. Kevin przycisnął numerek 10, po czym winda z cichym brzękiem ruszyła.
       Zdezorientowana jak i zaciekawiona zerknęłam na mojego towarzysza.
- Co się znajduje na piętrach poniżej 0? – zapytałam cicho.
- Laboratoria, przede wszystkim oraz kilka biur pracowników.
- Laboratoria?
- Przecież mówię.
- Po co wam tutaj laboratoria? I w ogóle gdzie ja jestem? – na wpół szepnęłam na wpół pisnęłam. Tak właściwie nie bardzo interesowało mnie moja obecna lokalizacja, a nawet otaczający mnie ludzie. Było mi wszystko jedno. I ta myśl zmroziła mi krew w żyłach. Równie dobrze mogłabym być przetrzymywana w jakiejś kwaterze zabójców moich rodziców, a i tak nic bym nie mogła z tym fantem zrobić.
    Wzdrygnęłam się.
-  Jesteśmy tajną organizacją, dbającą o bezpieczeństwo naszych obywateli. Nie musisz się niczego obawiać. – wyjaśnił spokojnie Kevin, faktycznie mnie uspokajając.
- Coś jak świadkowie koronni? – zażartowałam.
- Dokładnie tak. Z tym, że my jesteśmy jeszcze bardziej…. ach, skryci. Oraz skuteczniejsi. – powiedział miękko Kevin, i posłał mi lekki uśmiech.
         Chciałam się go zapytać, czymże sobie zasłużyłam na aż takie wyróżnienie oraz ochronę, ale winda właśnie stanęła, ukazując nam prosty, pomalowany na szaro hol, prowadzący do ogromnych, masywnych, dwuskrzydłowych drzwi. Bez zadawania zbędnych pytań wiedziałam, że to biuro szefowej tegoż miejsca.
        Przeszliśmy w ciszy przez hol. Już miałam nacisnąć na klamkę, gdy Kevin złapał mnie delikatnie za ramię.
- Bądź miła i postaraj się nie wybuchać tak, jak w rozmowie ze mną. – poradził uprzejmie.
- Już się otrząsnęłam. Przynajmniej na razie będę spokojna. – zapewniłam z krzywym uśmiechem.
       Pan Dale pokręcił głową z rozbawieniem i pchnął ogromne drzwi.
        Wystrój zdecydowanie robił wrażenie. Samo biuro było ogromnym pomieszczeniem, z wielkimi oknami, przysłoniętymi ciemno zielonymi zasłonami. Pod ścianą stało ogromne, machoniowe biurko, całe pokryte licznymi papierami. Znajdował się również na nim niewielki laptop, przy którym obecnie pracowała blond włosa kobieta.
        Na dźwięk otwieranych drzwi uniosła wzrok znad komputera i spojrzała na Kevina, po czym przeniosła swój kalkulujący wzrok na mnie. W jej oczach widać było inteligencję i przebiegłość. Zlustrowała mnie całą, i skrzywiła lekko gdy przyjrzała się dokładniej moim spodniom, które nie jedno przeszły.
         Bez słowa odepchnęła się od biurka i wstała. Teraz mogłam się jej lepiej przyjrzeć. Miała krótkie siwo-blond włosy, kończące się przy uszach. Ubrana była w ciemno fioletowy komplet: buty na lekkim obcasie, prosta spódnica do kolan oraz ciemny żakiet. Dałabym jej około pięćdziesięciu paru lat, a może nawet i sześćdziesiąt. O dziwo, gdy tak na nią spoglądałam nie poczułam tej sympatii, jaką czułam w stosunku do Kevina.
- Witaj moja droga.  Jestem Evelyn Harshville. – powiedziała matowym tonem i wyciągnęła w moją stronę swoją drobną dłoń.
          Nie paliłam się, aby jej dotykać, ale wiedziałam, że pewnych rzeczy – choćby się nie chciało – robić nie wypada. Tak więc nie mogłam jej zignorować i najdelikatniej potrząsnęłam jej kościstą ręką.
- Ja…- zaczęłam, nie do końca pewna, co powinnam powiedzieć. W końcu Kevin mówił, że już nie nazywam się Rachel Senark. Postanowiłam powiedzieć jej cóż, prawdę. – Wcześniej nazywałam się Rachel Senark, ale teraz nie sądzę, aby tak było. – bąknęłam zażenowana.
        Kobieta roześmiała się, ale nie był to przyjemny dźwięk. Machnęła lekceważąco dłonią w moim kierunku i cofnęła się do biura.
- Kevin, zabierz ją na zmianę charakteryzacji, a potem wypełnij z nią odpowiednie formularze. Gdy wszystko będzie załatwione podeślij mi ją. – powiedziała na powrót zachrypniętym głosem i zaczęła stukać na klawiaturze. Cóż, mniej subtelnego odprawienia jeszcze nie doświadczyłam. W tym też momencie wiedziałam, że nie będzie ono moim ostatnim.
          Kevin bez słowa wyprowadził mnie z biura pani Harshville i poprowadził w stronę windy. Znowu.
- Urocza z niej kobieta. – powiedziałam sucho.
- Evelyn ma trudny charakter. Zresztą i tak teraz była nader miła. – odpowiedział Kevin ze znużeniem.
       Skoro tak… Może jakoś przemogę tą niechęć. Zresztą, nie to obecnie zaprzątało mi myśli.
- Na jaką charakteryzację? I co będziemy wypełniać? – zapytałam podejrzliwie.
      Kevin spojrzał na mnie z rozbawieniem, irytacją oraz lekkim smutkiem. Nie wiem czemu, ale ta kombinacja mnie przeraziła, oczywiście prawdziwą bombą było to, co powiedział potem.
- Moja droga, czas stworzyć nową ciebie.

Ostatnio edytowany przez Itaschi (2012-06-11 19:29:03)



http://i46.tinypic.com/oubdyv.png


"Nawet diabeł może zapłakać, gdy rozejrzy się po piekle i zrozumie, że jest tam sam."

Offline

 

#6 2012-06-11 19:10:46

 JEZUS

http://i282.photobucket.com/albums/kk253/Quizler/Sprites%20and%20Stuff/pinkiesprite.png

Skąd: Woj. Lubelskie
Zarejestrowany: 2011-03-23
Posty: 9809633
WWW

Re: Życie jest jedno, nie zmarnujmy go. - Twórczość Itasi. Enjoy~ :3

Więc na sam początek błędy, które dostrzegły moje oczka.

Itaschi napisał:

Akurat przejeżdżaliśmy mało ruchliwą drogą, biegnącą przez las. Z początku moje serce zaczęło bić nierówno, jednak zrelaksowałam się  gdy zadzwonił telefon, i mężczyzna po drugiej stronie linii zapewnił, że już niebawem będziemy na miejscu. Powinnam zapewne zdenerwować się jeszcze bardziej, ale miał tak łagodny i szczery głos, że wszystkie moje zmartwienia odeszły na drugi plan i zrelaksowałam się.

Powtórzenie C: Może to mało istotne, ale jest. Można przecież zastąpić jedno z wyrażeń. Od razu będzie lepiej.
+ Potem zauważyłam jeszcze kilka powtórzeń, np. "zatrzymał się", "jego", ale myślę, że sama je zaraz wyszukasz.

Itaschi napisał:

Za nimi znajdowało się małe pomieszczenie, charakterystycznie obłożone, które – ku o jakże wielkiemu zdziwieniu – okazało się widną.

Mała literówka. Niah.

Itaschi napisał:

Ubrana była w ciemno fioletowy komplet: buty na lekkim obcasie, prosta, spódnica do kolan oraz ciemny żakiet.

Bez tego przecinka po "prosta". Tak mi się wydaję.

Słownictwo jak zwykle bogate. Sformułowania, zwroty itp. tak samo. Spodobało mi się to "przyodział maskę obojętności". Takie poetyckie ^_^  Wciągam się coraz bardziej. Troszkę to póki co smutne (chociaż możliwe, że mam takie odczucie po obejrzeniu smutnego odcinka), ale wiem, że chodzi o nastrój. Budujesz go bardzo ciekawie. Czytając ten FF łatwo mogę sobie wszystko wyobrazić. Podoba mi się : > Normalnie serial mogłabym nakręcić, gdyby dostarczono mi dobry sprzęt filmowy oraz aktorów. Hihi. Czy jutro ukaże się kolejna część? Proszę :3

Offline

 

#7 2012-06-11 19:25:18

 SZATAN7

http://i.imgur.com/G4Kzq.png

13125568
Skąd: we mnie tyle wdzięku? :3
Zarejestrowany: 2011-06-01
Posty: 6666
Starter: Riolu :3

Re: Życie jest jedno, nie zmarnujmy go. - Twórczość Itasi. Enjoy~ :3

Dziękujeeeeem *____* Poważnie,  bardzo mi tym pomagasz noi noi cieszę się, że się wciągasz i Ci się podoba ; d. Ogólnie myślę, że spokojnie jutro dodam 2 rozdział, tym razem może trochę krótszy, przez co będę w stanie dodawać kolejne rozdziały ździebko szybciej ; ). Nadal czekam na dalsze komentarze, no. D:

Ostatnio edytowany przez Itaschi (2012-06-11 19:32:13)



http://i46.tinypic.com/oubdyv.png


"Nawet diabeł może zapłakać, gdy rozejrzy się po piekle i zrozumie, że jest tam sam."

Offline

 

#8 2012-06-14 10:53:16

KRÓLIK SZATANA

http://i.imgur.com/7PjEk.png

Skąd: we mnie ochota na kota?
Zarejestrowany: 2011-08-09
Posty: 666
Starter: akt. Jolteon

Re: Życie jest jedno, nie zmarnujmy go. - Twórczość Itasi. Enjoy~ :3

Operacja stylówa!! 8D Ja tam szczerze mówiąc nie mam zastrzeżeń, do całości C:. Wszystko jest dobrze napisane. Akcja nie dzieje się za szybko (jak w moich (co prawda już mniej, ale nadal) FF'ach) i ogólnie na prawdę wciąga c:. Pisz dalej C:.



http://desmond.imageshack.us/Himg809/scaled.php?server=809&filename=agor1.png&res=landing
                                             ~ KP | Box | Bank | Stragan ~       ~ Sygnaturka by Molin; Avatar by Mizu

" And there's nothing wrong with me.
This is how I'm supposed to be.
In a land of make belive,
that don't belive in me. "
                                                         ~ Green Day - Jesus of Suburbia

Offline

 

#9 2012-06-14 11:04:19

 Koorin

Are you talking to me?

Skąd: Hm...
Zarejestrowany: 2012-04-10
Posty: 329

Re: Życie jest jedno, nie zmarnujmy go. - Twórczość Itasi. Enjoy~ :3

Więc tak
Długość - Spoko.
Ciekawość - Spoko.
Błędy - No, parę było, ale nie czepiajmy się szczegółów, każdemu mogą się trafić
Wciąglaność - Spoko
Ogółem - 8/10 czyli będę czytał dalej



Kocham Vulpixy, a ty, Goście?

- Każdy człowiek ma prawo do błędów
- Jeśli to jest człowiek, to ja jestem toster!

- Staremu coś grozi!
- Skąd wiesz?
- Nazwij to darem, nazwij to intuicją, pomaluj na czerwono i nazwij rzodkiewką, ale ja to po prostu wiem!
http://stronka-agusi.pl/obrazki/loup8.gifWolf's Tales
http://www.pokemonelite2000.com/wp-content/uploads/2011/03/148.gif Moja KP

To już 666 Chatbox Postów? Ku chwale Rogatego!!!

Koorin - Dzisiaj 14:35:40 - [ 666 ChatBox Postów ]

Tak coś myślę, że Polakom nie wyszło i reszta świata będzie się z nas brechtać -.-"

Offline

 

#10 2012-06-14 11:21:41

 SZATAN7

http://i.imgur.com/G4Kzq.png

13125568
Skąd: we mnie tyle wdzięku? :3
Zarejestrowany: 2011-06-01
Posty: 6666
Starter: Riolu :3

Re: Życie jest jedno, nie zmarnujmy go. - Twórczość Itasi. Enjoy~ :3

Dziękuje, chłopaki. Doceniam i postaram się nie zawieść Was w dalszych rozdziałach. D: A teraz nieco spóźniony, oraz - jak mówiłam wcześniej - krótszy rozdział 2.

Komentujcie, misie. Co do kolejnych rozdziałów, musicie poczekać do poniedziałku, ewentualnie wtorku, gdyż wyjeżdżam. Postaram się coś naskrobać jak będę na działce, ale, że nie mam tam internetu, będę mogła dodać dopiero po powrocie. Aaale, przecież bez przesady, rewelacji jakiejś nie ma, więc na pewno dacie radę ;P

Rozdział 2



-  Moglibyście zainwestować w jakiś wywietrznik – burknęłam z niesmakiem, siedząc na podwyższanym fotelu, przed lustrem. Po mojej lewej stała jedna z kilku wizażystek, które zostały mi przydzielone do zmiany mojego image’u.
        Po dość nie przyjemnej rozmowie Kevina i mojej, którą odbyliśmy w windzie, oraz kilku obraźliwych epitetach, które wygłosiłam pod jego oraz całej placówki adresem, zostałam zaciągnięta do jednego z laboratoriów, gdzie czekały na mnie promiennie uśmiechające się klony, które zapewniły mnie, że jak skończą, nawet specjaliści od rysopisów mnie nie poznają. Następnie umyły mnie porządnie, załatwiły wszelkie higieniczne sprawy i posadziły na ogromnym, obrotowym fotelu.
- Kochanie, to by tylko pogorszyło całą sprawę. – mlasnęła z niesmakiem jedna z kobiet, która wcześniej przedstawiła się jako Tanya. Była zdecydowanie najstarsza z tego grona i najbardziej doświadczona. Żadna zatem niespodzianka, iż to ona rządziła i wydawała polecenia młodszym kobietom. – A teraz rozluźnij się i pozwól nam pracować. – poleciła z promiennym uśmiechem, przywołując gestem pozostałe wizażystki.
- To ja was zostawię. – mruknął Kevin i czym prędzej ulotnił się z sali.
- A to tchórz. – powiedziałam z lekką kpiną w głosie.
          Żadna z kobiet nie skomentowała, tylko czym prędzej dorwały się do różnych przyrządów z bocznej szafki. Tanya podeszła do mnie z już założonymi gumowymi rękawiczkami.
- W porządku. Jak to robimy? – zanuciła śpiewnym tonem, bacznie mi się przyglądając.
         Zamyśliłam się. Nigdy nie narzekałam na mój obecny wygląd – miałam dość długie, blond włosy, sięgające mi do łopatek. Moja twarz była owalna, z delikatnie zarysowanymi kośćmi policzkowymi. Dodatkowo miałam dość duże, pełne usta oraz prosty nos. Najbardziej jednak podobały mi się moje oczy, których nie zamierzałam zmieniać. Miały one bowiem odcień morskiej głębi, i – nazwijcie mnie próżną – uwielbiałam je i eksponowałam najlepiej jak mogłam. Nie należałam do osób zbyt pulchnych czy też wychudzonych, wręcz przy moim 1,75m wzrostu wyglądałam w sam raz.
- Jeżeli jest to koniecznie, to możemy przefarbować moje włosy i nanieść trochę zmian tymi waszymi magicznymi maszynami, których nazw nie znam i zapewne nigdy się nie nauczę. – powiedziałam sucho.
       Tanya wyszczerzyła się do mnie.
- I to lubię. Krótko i na temat. Dobra, dziewczyny, mamy robotę do wykonania. Zróbmy z tej dziewczyny prawdziwego łabędzia! – zawołała energicznie, klasnąwszy w dłonie.
          Parsknęłam pod nosem, modląc się, aby nie zaszalały za bardzo z tą całą ‘’ wolną ręką‘’.


            Parę dobrych godzin później po wielu dziwnych zabiegach i użyciu akcesorii, które – dosłownie – mnie przerażały moja przemiana dobiegła końca. Oczy Tanyi wręcz błyszczały samozadowoleniem, a pozostałe kobiety z jej zespołu uśmiechały się triumfująco i z podziwem w moją stronę. Patrząc na nie, odczułam strasznie silną potrzebę sprawdzenia, czy faktycznie zrobiły aż taką dobrą robotę.
- Lustro. – zażądałam i wstałam chwiejnie z fotela.
     Tanya poprowadziła mnie między niewielkimi regałami na których znajdowały się liczne dyplomy oraz dziwne pudełka z nieznaną mi zawartością, wprost do ogromnego lustra, wiszącego na ścianie.
      Zrobiłam głęboki wdech i stanęłam przed lustrem. Oniemiałam.
      Muszę przyznać, że na pierwszy rzut oka sama siebie nie poznałam. Zabawne? Jak dla mnie ani trochę. To, co niegdyś było Rachel Senark teraz było zupełnie inną, obcą osobą. Chciałam mieć włosy przefarbowane na ciemny brąz, ale jako, że nie napomknęłam o tym Tanyi, najwyraźniej sama wybrała inaczej, i muszę przyznać, że z rudymi płomieniami na głowie i moimi przenikliwymi błękitnymi oczami wyglądałam dość atrakcyjnie. Ponadto Tanya zatroszczyła się o delikatne make-up oraz wszelakimi pomniejszymi czynnościami tak, że czułam się faktycznie jak nowa.
     Stałam przed lustrem sama nie wiem ile; straciłam poczucie czasu, wpatrując się w swoje odbicie. Dopiero lekko zdziwiony głos Kevina wybudził mnie z odrętwienia.
- Wyglądasz…. naprawdę dobra robota, Tani. – wymamrotał najwyraźniej zakłopotany i uniósł kąciki ust w lekkim, pełnym uznania uśmiechu.
- Faktycznie, spisały się świetnie. – przytaknęłam, odwzajemniając uśmiech.
- Nie pracuję przecież od dziś. – żachnęła się Tanya, ale nie można było przegapić wesołych iskierek tańczących w jej brązowych oczach.
- Co teraz? – zapytałam z nową dozą entuzjazmu. Istotny fakt: zajmij się odpowiednio kobietą, a każdy smutek odejdzie w zapomnienie, pomyślałam kwaśno.
- Teraz – zaczął Kevin, chwytając mnie pod łokieć i kierując w stronę wyjścia. – Czas na formalności. – skinął uprzejmie Tanyi oraz reszcie pań, ja zaś pożegnałam się z nimi i podziękowałam za tą fenomelaną zmianę i opuściliśmy pomieszczenie.
        Przeszliśmy do niewielkiego pokoju, w którym znajdował się stół konferencyjny. Na samym jego brzegu leżała gruba, czarna teczka. Kevin podszedł do niej otworzył ją i zajął miejsce przy stole. Skinął na mnie, abym dołączyła, toteż tak uczyniłam. Następnie otrzymałam kartkę z wygenerowanym napisem na samym środku: AMELIA CORNMAK.
- To moje nowe dane? – zapytałam z powątpiewaniem.
    Kevin skinął głową.
- Naucz się tego na pamięć, gdyż od teraz to jest twoja cała historia życia. – powiedział spokojnie pan Dale, przekazując mi kolejny plik informacji. – Tutaj masz wszystkie potrzebne ci sprawy odnośnie twojej rodziny, twojego dzieciństwa oraz  edukacji. Kiedy się z tym wszystkim zapoznasz, spotkasz się z Evelyn, która wytłumaczy ci zasady oraz wszystko to, co musisz wiedzieć oprócz tego, co już ci dałem. – skwitował z typowym dla niego uśmiechem i zaczął się podnosić.
- No a..co z tobą? – zapytałam prędko, nagle czując się strasznie nieswojo.
- Oczywiście jeszcze nie raz się spotkamy, i będziemy w stałym kontakcie, jako, że jestem twoim opiekunem. Jednak póki co moja rola się kończy. – odpowiedział przepraszająco i wyszedł, zostawiając mnie samą z nową..mną.

Ostatnio edytowany przez Itaschi (2012-06-14 12:48:36)



http://i46.tinypic.com/oubdyv.png


"Nawet diabeł może zapłakać, gdy rozejrzy się po piekle i zrozumie, że jest tam sam."

Offline

 

#11 2012-06-14 12:05:09

KRÓLIK SZATANA

http://i.imgur.com/7PjEk.png

Skąd: we mnie ochota na kota?
Zarejestrowany: 2011-08-09
Posty: 666
Starter: akt. Jolteon

Re: Życie jest jedno, nie zmarnujmy go. - Twórczość Itasi. Enjoy~ :3

dobra, co do błędów to trzy razy inaczej odmieniłaś słowo Tanya xD. Pierw napisałaś Tany'i, potem Tani, a potem Tanyi xD. No i nieswojo piszemy razem C:. Co do tekstu to nie mam zastrzeżeń znowu C:. Piszesz bardzo ładnie, acz czekam aż się akcja rozkręci ^^. Pisz, pisz C:



http://desmond.imageshack.us/Himg809/scaled.php?server=809&filename=agor1.png&res=landing
                                             ~ KP | Box | Bank | Stragan ~       ~ Sygnaturka by Molin; Avatar by Mizu

" And there's nothing wrong with me.
This is how I'm supposed to be.
In a land of make belive,
that don't belive in me. "
                                                         ~ Green Day - Jesus of Suburbia

Offline

 

#12 2012-06-14 18:32:52

 JEZUS

http://i282.photobucket.com/albums/kk253/Quizler/Sprites%20and%20Stuff/pinkiesprite.png

Skąd: Woj. Lubelskie
Zarejestrowany: 2011-03-23
Posty: 9809633
WWW

Re: Życie jest jedno, nie zmarnujmy go. - Twórczość Itasi. Enjoy~ :3

Podam tylko te błędy, których nie spostrzegł Agor C:

Itaschi napisał:

- I to lubię. Krótko i na temat. Dobra, dziewczyny, mamy robotę do wykonania. Zróbmy z tej dziewczyny prawdziwego łabędzia! – zawołała energicznie, klasnąwszy w dłonie.

Chodzi mi jak zwykle o powtórzenie. Słowo "dziewczyny" w drugim zdaniu możesz zastąpić np. "nastolatki".
+ Znalazłam jeszcze powtórzenie wyrazu "lustro". Możesz to zamienić na "szklany przedmiot".

Itaschi napisał:

- Wyglądasz…. naprawdę dobra robota, Tani.

Z dużej literki : )

Itaschi napisał:

odpowiedział przepraszająco i wyszedł, zostawiając mnie samą z nową..mną.

Po pierwsze to trzy kropki, a po nich odstęp.

No i dobrze. Widzę, że popełniasz coraz mniej błędów przez co czuję jakbym czytała prawdziwą książkę. Taką, która jest w bibliotekach oraz księgarniach ^_^ Rozdział może nieco nudnawy jak dla mnie, ale to kwestia gustu. Po prostu wolę, kiedy dzieje się jakaś akcja itp. Jednak trzeba przyznać, że nawet melancholijną metamorfozę pięknie ubarwiłaś. Czekam do poniedziałku (lub wtorku) na część trzecią. Powodzenia w pisaniu!

Offline

 

#13 2012-06-14 19:14:46

Reita-chan

The little *big!* parafreak

Skąd: Parafreak land
Zarejestrowany: 2011-10-29
Posty: 216

Re: Życie jest jedno, nie zmarnujmy go. - Twórczość Itasi. Enjoy~ :3

Oj Itaś Itaś... błędy są takie maciupcie, a talent taki ogromny. Powinnaś napisać swoją książkę. A jak już napiszesz, Rei ją kupi. ^-^ A błędy przecież da się poprawić. :L


http://img545.imageshack.us/img545/5923/reied.png

Offline

 

#14 2012-06-14 19:32:40

 Koorin

Are you talking to me?

Skąd: Hm...
Zarejestrowany: 2012-04-10
Posty: 329

Re: Życie jest jedno, nie zmarnujmy go. - Twórczość Itasi. Enjoy~ :3

Koorin też kupi. 23 egzemplarze! I to wam powinno wystarczyć za komentarz



Kocham Vulpixy, a ty, Goście?

- Każdy człowiek ma prawo do błędów
- Jeśli to jest człowiek, to ja jestem toster!

- Staremu coś grozi!
- Skąd wiesz?
- Nazwij to darem, nazwij to intuicją, pomaluj na czerwono i nazwij rzodkiewką, ale ja to po prostu wiem!
http://stronka-agusi.pl/obrazki/loup8.gifWolf's Tales
http://www.pokemonelite2000.com/wp-content/uploads/2011/03/148.gif Moja KP

To już 666 Chatbox Postów? Ku chwale Rogatego!!!

Koorin - Dzisiaj 14:35:40 - [ 666 ChatBox Postów ]

Tak coś myślę, że Polakom nie wyszło i reszta świata będzie się z nas brechtać -.-"

Offline

 

#15 2012-06-15 19:17:27

 JEZUS

http://i282.photobucket.com/albums/kk253/Quizler/Sprites%20and%20Stuff/pinkiesprite.png

Skąd: Woj. Lubelskie
Zarejestrowany: 2011-03-23
Posty: 9809633
WWW

Re: Życie jest jedno, nie zmarnujmy go. - Twórczość Itasi. Enjoy~ :3

Ja też kupię ;3
Proszę też bardzooo ładnie, żebyś w osobach, które pozdrawiasz (na początku książki) o mnie wspomniała ^_^ Kawaii!!! Hue he he.

Offline

 

#16 2012-06-18 17:47:44

 SZATAN7

http://i.imgur.com/G4Kzq.png

13125568
Skąd: we mnie tyle wdzięku? :3
Zarejestrowany: 2011-06-01
Posty: 6666
Starter: Riolu :3

Re: Życie jest jedno, nie zmarnujmy go. - Twórczość Itasi. Enjoy~ :3

Ożeesz...dziękuję Wam :3 Cieszę się, że moje wypocinki się Wam podobają, i mimo wszystko wciągają. Daisy, jak zawsze jestem Ci niezmiernie wdzięczna za te błędy, które mi wytykasz oraz będę się starała popełniać ich jak najmniej, no. D: Co do książki...to o ile Was nie zanudzę, i nadal będziecie uważać ją za dobrą, to myślę, że może kiedyś coś by z tego wyszło, a nawet jeśli nie [bo nie sądzę, aby tak się stało x_X] to i tak miło mi słyszeć te pozytywne komentarze. Ofc, wspomnę o Was jeśli tylko...dojdzie do takiego skutku. ;p

Dziękuję za Waszą wytrwałość, albowiem powracam z kolejnym rozdziałem, niestety ten również jest dość monotonny, ale wiedzcie, że czwartym będzie się dziać na pewno więcej. Więc z góry przepraszam :<


Rozdział  3





          Przekartkowałam cały plik w mniej niż 2 godziny. Miałam głowę pełną nowych informacji, które nie łatwo chciały się przystosować. Mój umysł w kółko powracał do prawdziwej wersji wydarzeń, a dodatkowo niektórych wspomnień po prostu nie chciał wymazać. Przetarłam czoło, i z głośnym westchnięciem odłożyłam papiery na stół. Dochodziła godzina 18, a ja nic jeszcze nie jadłam od wczorajszego wieczoru. Skrzywiłam się na burczenie dochodzące z wnętrza mojego brzucha i wstałam od stołu. Chwyciłam teczkę pod rękę i wyszłam z sali.
          Korytarz był pusty, co musiało być tutaj normalnością, gdyż ani razu jeszcze nie widziałam nikogo innego oprócz Kevina, Evelyn oraz grupy kobiet z laboratoriów. Być może wszyscy właśnie jedzą, pomyślałam i ruszyłam w lewą stronę korytarza, polegając na moim nosie. Mimo iż nie mijałam żadnych ludzi, nie czułam się zbyt pewnie, toteż przyspieszyłam kroku, rozglądając się po tabliczkach zawieszonych na drzwiach. Niestety, żadna z nich nie głosiła ‘’ stołówka’’ lub ‘’ jadalnia’’ czy ‘’bufet’’. Zdeterminowana, aby coś zjeść już miałam zapukać w pierwsze lepsze drzwi, z napisem ‘’ Składownia’’ i zapytać się kogoś o wskazówkę, gdy usłyszałam chłodny głos:
- Szukasz czegoś?
         Odwróciłam się z przymrużonymi powiekami, aby stawić czoła  nienagannie ubranej Evelyn. Kobieta miała ręce oparte na biodrach i wyzywające spojrzenie.
- Nie powinnaś się tak przechadzać bez opieki. – powiedziała oburzona i podeszła o kilka kroków bliżej.
       Instynktownie odsunęłam się do tyłu. Kąciki ust Evelyn drgnęły w zarozumiałym uśmiechu.
- Nagle nie jesteś w stanie mówić? – ciągnęła, zadowolona z mojego zakłopotania. – A może myślisz, że wszystko ci wolno, co? Biedaczysko. Rodzice nie żyją, cóż ty poczniesz… - przyłożyła dłonie do serca, i westchnęła teatralnie.
        I w tym momencie naprawdę mnie wkurzyła.
- Ma pani jakiś problem? Jestem głodna, więc wyszłam w poszukiwaniu stołówki, lub jakiegokolwiek pomieszczenia, w którym byłoby jedzenie. I przykro mi, że nikogo ze mną nie było, ale sama jestem w stanie o siebie zadbać, i nie potrzebuje niańki, a zwłaszcza kogoś, kogo pani wyznaczyła. – warknęłam. Wraz z przepływem gniewu nabrałam więcej pewności siebie, i wykonałam kilka kroczków w stronę Evelyn. – Z całym szacunkiem, ale nie mazgaję się, a pani nie ma żadnego prawa mówić w taki sposób o moich rodzicach. Nie będę czegoś takiego tolerować, i nawet pani powinna znać granice. – dodałam, niemalże sycząc.
      W tym momencie stałyśmy ledwie milimetry od siebie, dzięki czemu mój wyciągnięty palec wskazujący dotykał jej klatki piersiowej. Kobieta zmrużyła swoje brązowe oczy i wykrzywiła wargi w wyraźnej oznace zniesmaczenia.
- Jesteś nikim. A teraz pójdziesz do mojego biura. – wycedziła, łapiąc mnie za ramię.
      Już otwierałam buzię, aby powiedzieć tej zarozumiałej istocie, że nie zamierzam nigdzie z nią iść dopóty dopóki czegoś nie zjem, ale jedno spojrzenie na jej zaciśniętą szczękę, oraz dłoń na moim ramieniu sprawiło, że postanowiłam pogłodować jeszcze przez parę godzin. W końcu lepsze to niż piekło urządzone przez rozwścieczoną oślicę, pomyślałam sucho.
        Żelazny uścisk Evelyn nie zelżał ani o jotę. Dopiero, gdy zamknęła z głośnym hukiem drzwi od swojego pokoju łaskawie puściła mnie, i natychmiast wytarła ręce o swoją prostą spódnicę. Zajęła miejsce za biurkiem i złożyła razem dłonie.
- Pierwszy oraz drugi etap masz już za sobą. Teraz przejdziesz przez etap trzeci, a później ruszysz w nieznane. – oznajmiła od razu przechodząc do interesów.
- Jaki etap pierwszy i drugi? – zapytałam z powątpiewaniem.
- Etap pierwszy:  zmiana wyglądu, etap drugi: nowa tożsamość. – wyjaśniła rozdrażnionym tonem.
        Miałam ochotę przewrócić oczami na jej nieudaną próbę wyjaśnienia mi całej operacji, jednak powstrzymałam się, wiedząc, jakie byłyby tego skutki. Szefowa już gromiła mnie wzrokiem; nie było potrzeby dawania jej kolejnego pretekstu do wywyższania się nade mną, dlatego uprzejmie – i niechętnie – skinęłam.
- A ten etap trzeci to…?
- Regulamin.
- Jaki regulamin?
- Taki, który będzie cię obowiązywał do końca twojego życia. – rzuciła kąśliwie Evelyn i pomasowała swój kark. – Kilka zasad, których nie wolno ci złamać, ponieważ mają one na celu ochronienie twojego życia jak i zapewniają bezpieczeństwo naszej organizacji.
- W porządku. Słucham. – burknęłam, jako iż nigdy nie lubiłam zasad ergo ograniczeń, i zawsze je łamałam.
- Po pierwsze i najważniejsze musisz zapomnieć o swojej przeszłości, o swoim dawnym życiu i ludziach, którzy się w nim znajdowali, ponieważ obecnie dla ciebie oni nie żyją, a ty dla nich. Po drugie każdemu będziesz opowiadać historię, którą nasz zespół ci przygotował, więc oswój się z tym, co jest tam napisane. Po trzecie, musisz być ostrożniejsza, bo mimo iż przeszłaś całą przemianę, nie ma stu procentowej pewności, że nikt cię nie rozpozna, chociaż jeszcze taki przypadek nam się nie przydarzył. Po czwarte, jako, że będziesz mieszkać sama, Kevin będzie do ciebie dzwonił i sprawdzał jak się sprawujesz, a później raportował to mnie. – uniosła wymownie brwi, rzucając mi nieme wyzwanie. Nie podjęłam go, więc kontynuowała. – Dalej, pieniądze będziesz otrzymywała od nas co miesiąc. Będzie to niewielka sumka, taka aby starczyła ci na podstawowe wydatki oraz drobny dodatek na twoje zachcianki. – ostatnie słowo niemalże wypluła. W zamyśleniu postukała się w brodę. – To chyba wszystko. Jakieś pytania? 
- Nie sądzę. Zresztą, fakt, że nie muszę pracować bardzo mi się podoba. – odpowiedziałam krótko i odchrząknęłam. – Czy to koniec?
- Nie masz żadnych pytań odnośnie tego, co się wydarzyło…?
- I tak mi pani nie odpowie. – przerwałam jej sucho.
      Uśmiechnęła się do mnie krzywo.
- Zawsze trzeba próbować. – mruknęła. - Jeszcze nie jesteś gotowa. – dodała nieco łagodniej,  po czym zajęła się jakimiś papierami leżącymi na jej biurku, tym samym dając mi znać, że mogę sobie już iść.
      Wymamrotałam ‘’do widzenia’’ i opuściłam gabinet. Szybkim krokiem skierowałam się w dół korytarza, zawzięcie szukając czegoś do jedzenia. Nagle zza rogu wyszedł Kevin z posrebrzaną tacką przykrytą srebrnym wieczkiem. Kiedy tylko mnie zobaczył uśmiechnął się lekko.
- Ach, tu jesteś. – oznajmił, podchodząc bliżej. Gdy tylko stanął obok mnie poczułam zniewalający zapach świeżej pieczeni, ziemniaków puree i koperku. Przełknęłam ślinę i zerknęłam na niego wielkimi, wygłodniałymi oczyma. Roześmiał się. – Wszystko jest dla ciebie.
       Poprowadził mnie w stronę drzwi, otworzył je i przepuścił mnie przodem. Następnie sam wszedł i postawił tackę na stoliku, po czym zdjął przykrywę. Pokój wypełnił ten przepyszny zapach i poczułam ściskanie w brzuchu. Kevin odwinął sztućce i podał mi je.  Czym prędzej usiadłam i zaczęłam pałaszować. Nie zdziwiłabym się, gdyby Kevin patrzył na mnie jak na jakiegoś neandertalczyka, ale tak to jest, gdy się długo nie je. Cała potrawa była przepyszna i gdy już ją całą pochłonęłam nadal się oblizywałam.
- Jak się trzymasz? – zarzucił Kevin, rozglądając się po pokoju.
- Jest okej. Co prawda z tego co zrozumiałam już niedługo mnie tu nie będzie. – odparłam.
- Wiem, w końcu sam cię przenoszę.
     Spojrzałam na niego zdumiona.
- Naprawdę? Dokąd?
- Do Nowego Jorku.
- O… daleko. – wyjąkałam w końcu, gdy już byłam zdolna mówić. Jasne, pojechać do Nowego Jorku było moim marzeniem, ale nie sądziłam,  że ziści się tak szybko, a dodatkowo będę zdana tylko na siebie. Sama. W. Wielkim. Obcym. Mieście. Wzdrygnęłam się.
- Wszystko w porządku? – zapytał z troską Kevin.
- Tak, ja po prostu jestem zdziwiona i cóż, to będzie dość trudne. Nie jestem pewna, czy podołam… - zamilkłam na chwilę. – Właściwie gdzie teraz jesteśmy?
- Niedaleko Bostonu. Poza tym nie masz się czym martwić, będę w pobliżu. Dodatkowo zawsze możesz do mnie zadzwonić. – mówiąc to wyjął z kieszeni podłużną wizytówkę i wręczył mi ją. – Jak odpoczniesz spakuj się, im szybciej wyruszymy tym lepiej. W końcu jutro zaczynasz szkołę. – powiedział, mrugając do mnie.  – Będę na ciebie czekał na dole w holu. – i wyszedł.
       Oparłam się o komodę trawiąc wszystko, czego się dowiedziałam. Już niebawem będę sama, nie znając nikogo, w nowym mieszkaniu, w nowej szkole. Będę dostawać kieszonkowe i będę mogła zwiedzać całe miasto do woli… z tym małym haczykiem, że nie mogę się wychylać. Zapowiada się ciekawa podróż, pomyślałam łapiąc za torbę leżącą w nogach łóżka. Zaczęłam wrzucać wszystkie ubrania – a nie było ich zbyt wiele – oraz pozwoliłam sobie wziąć jedną powieść przygodową. Wiedziałam, że Kevin mi pozwoli, a zirytowanie Evelyn było czymś, czego nie mogłam sobie odmówić.
      Kiedy byłam już gotowa zarzuciłam mój bagaż na ramię i ruszyłam ochoczo po schodach na parter. Mój opiekun już tam był. Jak zawsze nienagannie ubrany, w garniturze od Armaniego, z torbą w dłoni. Upewniwszy się, że wszystko zabrałam wsiedliśmy do masywnego Land Rover’a, który już na nas czekał i ruszyliśmy w stronę Nowego Jorku.

Ostatnio edytowany przez Itaschi (2012-06-18 20:27:25)



http://i46.tinypic.com/oubdyv.png


"Nawet diabeł może zapłakać, gdy rozejrzy się po piekle i zrozumie, że jest tam sam."

Offline

 

#17 2012-06-21 21:19:49

 JEZUS

http://i282.photobucket.com/albums/kk253/Quizler/Sprites%20and%20Stuff/pinkiesprite.png

Skąd: Woj. Lubelskie
Zarejestrowany: 2011-03-23
Posty: 9809633
WWW

Re: Życie jest jedno, nie zmarnujmy go. - Twórczość Itasi. Enjoy~ :3

Zacznijmy tradycyjnie - błędy.

Itaschi napisał:

Mimo iż nie mijałam żadnych ludzi, nie czułam się zbyt pewnie, toteż przyspieszyłam kroku, rozglądając się po tabliczkach zawieszonych na drzwiach.

Nie jestem pewna, czy przed "iż" nie stawia się przecinka.

Itaschi napisał:

Poprowadził mnie w stronę drzwi, otworzył je i przepuścił mnie przodem.

Powtórzenie C: Wydaje mi się, że drugie "mnie" jest niepotrzebne.

Itaschi napisał:

Cała potrawa była przepyszna i gdy już ją całą pochłonęłam nadal się oblizywałam.

To co wyżej - powtórka.

Kurczę... niedługo nie będę miała Ci czego wytykać. Ale to oczywiście dobrze ^_^ Moim skromnym zdaniem ten rozdział nie był wcale nudny, ani monotonny. Czytałam go dość żwawo. Podoba mi się charakter głównej bohaterki. Całość jak zawsze super ;3 Kiedy mogę spodziewać się kolejnej części?

Offline

 

#18 2012-06-22 14:59:52

 SZATAN7

http://i.imgur.com/G4Kzq.png

13125568
Skąd: we mnie tyle wdzięku? :3
Zarejestrowany: 2011-06-01
Posty: 6666
Starter: Riolu :3

Re: Życie jest jedno, nie zmarnujmy go. - Twórczość Itasi. Enjoy~ :3

Daisy7 napisał:

Itaschi napisał:

Mimo iż nie mijałam żadnych ludzi, nie czułam się zbyt pewnie, toteż przyspieszyłam kroku, rozglądając się po tabliczkach zawieszonych na drzwiach.

Nie jestem pewna, czy przed "iż" nie stawia się przecinka.

Sprawdzałam właśnie, bo ja sama nie byłam pewna i proszę bardzo: http://www.prosteprzecinki.pl/przecinek … ze-mimo-iz ; ).

Daisy7 napisał:

Kurczę... niedługo nie będę miała Ci czego wytykać. Ale to oczywiście dobrze ^_^ Moim skromnym zdaniem ten rozdział nie był wcale nudny, ani monotonny. Czytałam go dość żwawo. Podoba mi się charakter głównej bohaterki. Całość jak zawsze super ;3 Kiedy mogę spodziewać się kolejnej części?

Nie sądzę : D Zawsze machnę jakąś gafę,  więc bez obaw ^^. Generalnie bardzo się cieszę, że Ci się podoba, i że czytasz to i w ogóle poświęcasz swój czas na te bazgrołki. Część kolejną daję Ci już dzisiaj, więc miłego czytania : )

Btw. Ludzie no, wiem, że nie ma rewelacji, a Wy macie kupę innych ciekawych spraw, ale od czasu do czasu moglibyście skrobnąć jakiś krótki komentarz, proszę? <:

Btw2. W tymże rozdziale wkracza do akcji dwójka przystojniaków, więc dziewczyny...do dzieła! XD

Rozdział 4




           Większość drogi przespałam. Może to natłok emocji oraz wszystkich wydarzeń, które miały miejsce w minionych dniach, a może po prostu łagodne kołysanie się samochodu doprowadziło mnie do stanu ogromnego lenistwa. Kevin z początku opowiadał mi o całej agencji, o tym, co robił wcześniej i jak się w ogóle w niej znalazł. Nie chciał niestety podzielić się żadnymi pikantnymi szczegółami odnośnie Evelyn, mimo iż wiedziałam, że takowe na pewno są i on je zna. Nie naciskałam jednak gdyż szybko opuściły mnie siły i po prostu zasnęłam.
         Kiedy się obudziłam za oknami panował mrok. My natomiast nadal jechaliśmy, jednak teraz widać było, że przejeżdżamy przez jakieś ogromne miasto; wysokie, masywne drapacze chmur, zabytkowe kamienice, centra handlowe i wielopasmowe drogi. Także tłumy ludzi spacerujące po chodnikach oraz buszujące w sklepach nie pozostawiały wiele do wyobraźni. Przetarłszy oczy zerknęłam pytająco na Kevina.
- Jesteśmy już w Nowym Jorku. – rzekł z lekkim uśmiechem – Nie sądziłem, że podróż aż tyle nam zajmie, ale nikt nie jest w stanie przewidzieć, czy będą korki czy też nie. Przez to masz o wiele mniej czasu na przygotowanie się i odpoczynek. – dodał marszcząc brwi.
- Jak to? Która jest godzina? – zapytałam zdezorientowana.
- Dochodzi północ.
- Spałam 5 godzin? – zdziwiona wytrzeszczyłam oczy i usiadłam prosto. Faktycznie to nie pozostawia zbyt dużo czasu na zapoznanie się z okolicą i rozpakowanie, ale chociaż nie musiałam narzekać na zmęczenie.
     Kevin ponuro przytaknął.
-  Sam nie mogę uwierzyć, że podróż aż tyle trwała. Na szczęście jeszcze tylko kilka przecznic i będziemy na miejscu.  – oznajmił przeciągając się.
        Wyjrzałam przez okno, mimo że prawie nic nie widziałam oprócz blasku latarni które rozświetlały chodnik. Dookoła słychać było uliczny gwar; rozmowy ludzi, dźwięk klaksonów oraz silników samochodów. To wszystko było mi obce, a jednocześnie znajome. Byłam strasznie ciekawa mojego nowego mieszkania, toteż w myślach ciągle powtarzałam jak mantrę „ Szybciej, szybciej, szybciej.’’ Wreszcie, gdy pojazd się zatrzymał otworzyłam szeroko drzwi i wyskoczyłam z auta. Kevin był tuż za mną, a nasz kierowca wyjmował moją skromną torbę z paroma rzeczami. Dobiegłam do drzwi i odwróciłam się, rzucając niecierpliwe spojrzenie Kevinowi.
- Spokojnie. – powiedział, śmiejąc się.
      Przekręcił zamek i otworzył mi drzwi. Wpadłam do środka, zapalając światło.
   Wnętrze było zapierające dech w piersi. Wiedziałam, że Evelyn od dawna prowadziła firmę i powodziło jej się, ale nigdy nie przypuszczałabym, że zainwestowałaby we mnie aż tyle. Mały korytarz prowadził do ogromnego salonu, po wejściu do którego opadła mi szczęka. Podłoga wyłożona była śnieżnobiałymi, błyszczącymi kafelkami, które kontrastowały z ciemniejszymi barwami na ścianach. Na środku stał duży, mahoniowy stół, a dookoła niego znajdowały się cztery krzesła. Po lewo w rogu była spora skórzana, czarna kanapa, a na niej kilka szarawo-czarnych miękkich poduch. Naprzeciwko na niewielkim podwyższeniu stał ogromny, płaski telewizor, a pod nim na małej szafeczce wieża stereo. Na lewo od salonu znajdowała się kuchnia oddzielona drzwiami. Ona również była bardzo obszernym pomieszczeniem. Duży, błyszczący koloru indygo blat, na którym stały przeróżne urządzenia; mikrofalówka, blendery, mały, przenośny piekarnik, toster, ekspres do kawy. Niżej znajdował się piec, a obok niego zmywarka. Z drugiej strony blatu stała lodówka wypełniona po brzegi jedzeniem, co wywołało szeroki uśmiech na mojej twarzy. W kuchni również był niewielki stół a przy nim parę krzeseł. Opuściwszy salon jak i jadalnię skierowałam się do drzwi najbardziej zagłębionych i uchyliłam je. To zapewne miał być mój pokój.
      Był nie za duży ale przytulny. Stało tutaj duże łóżko przykryte miękkim, puffiastym kocykiem, na którym znajdowało się parę poduszek. Obok niego stała komoda, a na niej lampka nocna oraz miejsce na książki. Po prawej stronie, pod ścianą stało ładne, proste biurko również z lampką oraz nowiutkim laptopem i kilkoma mniejszymi szufladami. Całość dopełniała szafa stojąca w rogu, w której – jak się okazało – znajdowała się masa ubrań, wszystkie w moim rozmiarze.
- No, no, no. Przeszliście samych siebie! – krzyknęłam do Kevina, gdy już skończyłam podziwiać całość i klapnęłam na kanapę obok niego.
- Cieszę się, że ci się podoba. – odpowiedział Kevin uprzejmie, wstając – Na mnie jednak już pora. A ty musisz się wyspać. – zerknął na zegarek – Masz niecałe 7 godzin do szkoły. Zadzwonię jutro, aby sprawdzić jak ci poszedł pierwszy dzień. – mrugnąwszy do mnie pochylił się nisko i wyszedł.
         Rozejrzałam się sennie po całym salonie i uśmiechnęłam sama do siebie. To było naprawdę urocze mieszkanko.
         Ziewnęłam przeciągle i zwinąwszy się w kłębek na kanapie zasnęłam.


         Nie jest żadną niespodzianką fakt, że już pierwszego dnia szkoły zaspałam. Mój budzik nie zadzwonił, przez co obudziłam się o pół godziny za późno. Z walącym sercem zaczęłam się szamotać na kanapie, w efekcie czego rąbnęłam głośno o podłogę. Stęknęłam z bólu i szybko zerwałam się na równe nogi, po czym utykając, pognałam do łazienki, aby wziąć najszybszą kąpiel jaką do tej pory mi się udało wziąć. Doprowadziłam się szybko do ładu, a następnie z mokrymi włosami stanęłam przed szafą.
        Za oknem świeciło słońce, niebo było błękitne, bez żadnych chmur, a przez otwarte okno czułam powiew świeżego, ciepłego powietrza. Zdecydowałam się na nowiutkie przetarte, granatowe rurki, a do tego T-shirt w biało-niebieskie paski oraz lekką, czarną bluzę, podkreślającą błękit moich oczu. Całość dopełniały szare trampki za kostkę. Złapałam klucze i już miałam wychodzić, gdy uświadomiłam sobie, że nie mam książek. Przeklęłam pod nosem.
- Brawo Amelio, brawo. Idzie ci coraz lepiej. – warknęłam sama do siebie, cofając się do mojego pokoju. Zaczęłam gorączkowo przeszukiwać kolejne szuflady, aż natknęłam się na niewielką stertę kilku podręczników, które musiały być tymi mi potrzebnymi. Wrzuciłam je chaotycznie do torby, nawet nie patrząc na okładki, po czym upewniwszy się, że zamknęłam moje mieszkanie pobiegłam w dół ulicy do szkoły.


         Liceum do którego miałam chodzić nie różniło się zbytnio wyglądem od mojej poprzedniej szkoły. Było jednak zdecydowanie większe, oraz połączone z gimnazjum, które znajdowało się w oddzielnym, pomniejszym budynku. Przeszłam szybkim krokiem przez nadal otwartą bramę i wkroczyłam do środka.
         Korytarz był opustoszały, i cały wypełniony licznymi plakatami, dyplomami oraz innymi obrazami. Na podłodze ciągnęło się logo drużyny sportowej z ogromnym niedźwiedziem w środku. Szybko przebierając nogami podeszłam do szafek i ciągnąc ile sił w rękach zaczęłam próbować otworzyć jedną z wielu. Niestety, ale żadna nie była otwarta. Z frustracją kipiącą moimi uszami odwróciłam się, niepewna co zrobić dalej. Nie mogłam zacząć wchodzić do każdej sali po kolei, w nadziei, że w którejś powiedzą mi „ tak, dobrze trafiłaś!”. Postanowiłam zatem udać się do sekretariatu i tam zapytać o plan lekcji. Zanim jednak mogłam wykonać chociaż jeden krok usłyszałam za sobą ciekawski głos.
- Pomóc ci?
    Odwróciłam się powoli, bojąc się osoby, którą zobaczę, bo jak do tej pory nie miałam za dużo szczęścia w nowych znajomościach. Po drugiej stronie korytarza stał niewysoki chłopak, z plecakiem przerzuconym niedbale prze chude ramię. Ubrany był w ciemne trampki, czarne, dopasowane rurki oraz prostą koszulę w biało-szare paski. Miał delikatne zarysowane kości policzkowe, prosty, mały nos, ciemnobrązowe oczy i miły, choć niepewny uśmiech na twarzy. Natomiast jego włosy były czekoladowo brązowe, sięgające kołnierzyka koszuli.
       Wyglądał na może 14 lat, przez co zupełnie osłupiałam.
- Czy ty nie jesteś za młody, aby chodzić do liceum? – wypaliłam.
       Jego uśmiech poszerzył się.
- Ach, nowa. – powiedział powoli przeciągając samogłoski. – Jestem Matt. I tak, teoretycznie jestem za młody, ale od kiedy to umysł idzie w parze z wiekiem? – zanucił z teatralnym westchnieniem.
     Mimowolnie roześmiałam się.
- Faktycznie. Okej,  mój błąd. – oznajmiłam. – Jestem Amelia i właściwie, to się zgubiłam i nie bardzo wiem, jaką mam teraz lekcję. Nie wiem nawet, jaki mam plan oraz nie mam bladego pojęcia skąd wytrzasnąć klucz do szafki i jak by tego było mało nie… -
- Spokojnie. Po kolei. – przerwał mi ze śmiechem Matt, podchodząc bliżej. Zaoferował mi swoje ramię, które z ulgą przyjęłam i poprowadził mnie korytarzem do sekretariatu. – Wszystko ci wyjaśnię i pomogę się zaaklimatyzować. – powiedział, mrugając do mnie.
    No i jak ja mogłam się sprzeczać z tak uroczym chłopcem?
      Później Matt opowiedział mi to i owo o sobie. Jako młody umysłowy geniusz pominął kilka klas i teraz, mając zaledwie 14 lat (ha, wiedziałam!) trafił do 1 klasy liceum. Nie miał zbyt wielu przyjaciół, jako, że nikt nie przepada za ‘kujonami’. Słuchając jego beznamiętnego tonu miałam ochotę go przytulić. Wiedziałam, że pod tą maską obojętności kryje się naprawdę przyjazny chłopak, a ja jak nikt inny doznałam ostatnio całej gamy negatywnych uczuć. Matt nie zasługiwał na cierpienie przez coś, co nawet nie jest jego winą. W każdym bądź razie, okazało się, że mamy razem większość lekcji, więc prędko zaczęliśmy zacieśniać nasze – i tak ledwo powstałe i wątłe  – więzi przyjaźni. Dogadywałam się z nim bez problemu, co więcej Matt rozśmieszał mnie jak mało kto wcześniej. W zamian za jego opowieści musiałam się zrewanżować własnymi. I chociaż bolało mnie to, że musiałam go okłamywać wiedziałam, że tak trzeba, i muszę mówić to, co zostało mi nakazane, i tak też – z niechęcią i obrzydzeniem – robiłam. Nie cierpiałam kłamstwa.
       Siedzieliśmy akurat na stołówce, mając już za sobą połowę zajęć, gdy do sali wkroczyło dwóch chłopaków.
- Kim oni są? – zapytałam na wydechu, trzymając o milimetr od ust frytkę i gapiąc się szeroko otwartymi oczyma.
     Obok mnie, Matt prychnął.
- To, moja droga Amelio są idole ówczesnych dziewic, marzących w duchu o chociaż chwili sam na sam, ale w obliczu ponurej rzeczywistości muszą się nacieszyć ślinieniem podłogi, gdy tylko oni są w pobliżu… - powiedział, robiąc budująca napięcie pauzę - Bracia Graham; Collin i Tate.

Ostatnio edytowany przez Itaschi (2012-06-24 11:53:12)



http://i46.tinypic.com/oubdyv.png


"Nawet diabeł może zapłakać, gdy rozejrzy się po piekle i zrozumie, że jest tam sam."

Offline

 

#19 2012-06-23 17:11:35

 JEZUS

http://i282.photobucket.com/albums/kk253/Quizler/Sprites%20and%20Stuff/pinkiesprite.png

Skąd: Woj. Lubelskie
Zarejestrowany: 2011-03-23
Posty: 9809633
WWW

Re: Życie jest jedno, nie zmarnujmy go. - Twórczość Itasi. Enjoy~ :3

Co do tego przecinka wcześniej masz rację. Mój błąd, przepraszam ; ]

Itaschi napisał:

Faktycznie to nie pozostawia zbyt dużo czasu na zapoznanie się z okolicą i rozpakowanie się, ale chociaż nie musiałam narzekać na zmęczenie.

Tutaj nie musi być "się", wystarczy samo "rozpakowanie, ale...".

Itaschi napisał:

Wyjrzałam przez okno, mimo że prawie nic widziałam oprócz blasku latarni które rozświetlały chodnik.

Zabrakło Ci pomiędzy tymi dwoma słowami partykuły "nie".

Tyle? Tak ;3 Naprawdę nie wiem czy mogę coś jeszcze dodać lub ująć. Piszesz wyśmienicie, ciekawie. Ten rozdział jest na pewno jednym z ciekawszych. Pomijając masę opisów, które były niestety konieczne, a ja ich nie znoszę to spoko. Czekam na rozdział piąty, nie zawiedź mnie ; *

Offline

 

#20 2012-06-24 11:56:36

 SZATAN7

http://i.imgur.com/G4Kzq.png

13125568
Skąd: we mnie tyle wdzięku? :3
Zarejestrowany: 2011-06-01
Posty: 6666
Starter: Riolu :3

Re: Życie jest jedno, nie zmarnujmy go. - Twórczość Itasi. Enjoy~ :3

Daisy7 napisał:

Ten rozdział jest na pewno jednym z najciekawszych.

Bo wreszcie zaczęło się coś dziać XD

Ponownie, bardzo Ci dziękuje C: W ogóle ze mną chyba jest coś nie tak, bo sprawdzam czy wszystko jest okej przed wrzuceniem rozdziału tutaj na forum, a i tak Twoje oko wyłapie coś, czego moje nie ^^ ale doobrze, chwali Ci się ; )
Cóż, nie zaprzeczę, że szkoda, iż tylko Daisy komentuje, ale i tak jestem Ci niezmiernie wdzięczna.
A Wam..hańba! : o

Dla Ciebie, Daisy rozdział 5 c:


Rozdział 5



          Korzystając z okazji bacznie się przyjrzałam Collinowi i Tate’owi. Nie bardzo wiedziałam, który jest który, ale oboje robili porażające wrażenie; pierwszy z nich miał około 185 cm, był szczupły, ubrany w sprane, lekko podarte na bokach szare spodnie, ciemną bluzę z kapturem a do tego ciężkie buty za kostkę oraz niewielki medalion na szyi. Mimo tak dużej ilości ubrań, nie udało mu się zakryć mięśni, które wyraźnie były zarysowane pod tymi dopasowanymi ciuchami. Miał wysokie kości policzkowe, zgrabne, pełne usta, mały nos i szmaragdowe oczy, w które wpadało parę pasemek ciemno brązowych włosów. Drugi z braci był podobnego wzrostu, również był wyraźnie wysportowany. Jednak na tym kończyły się podobieństwa. Ten chłopak był blondynem, o błękitnych, przenikliwych oczach i łagodnych rysach twarzy. Miał na sobie szary t- shirt, opinający jego brzuch oraz rozpiętą czerwoną koszulę w kratkę. Na nogach zaś miał czarne conversy.
     Kiedy ponownie przeniosłam wzrok na ich twarze, zauważyłam, że faktycznie się na nas patrzą. Wzięłam głęboki wdech, i potrzasnęłam głową. Po chwili dotarły do mnie jak echo słowa Matt’a.
- Że co?! – spytałam z przerażeniem.
- Witaj na ziemi. – bąknął urażony chłopak, ignorując moje przerażenie jego wcześniejszą wypowiedzią. – Powiedziałem tak, bo wiedziałem, że będziesz się ślinić.
- Żartujesz sobie? Nie zamierzam się ślinić do takich napakowanych prostaków. – żachnęłam się.
- Napakowany prostak. Słyszałeś to?
      Zamarłam z ręką nad sokiem pomarańczowym i jęknęłam wewnętrznie. To się po prostu nie dzieje. Nadal siedziałam plecami, gdy po chwili odezwał się inny głos.
- Pierwszy raz, bracie.
- Collin, Tate… cześć. – rzucił niezręcznie Matt, a ja oblałam się rumieńcem. – Co tam u was słychać?
- Jak zwykle. Możemy się przysiąść? Chętnie poznalibyśmy bliżej twoją przyjaciółkę. – mruknął jeden z nich, zapewne patrząc na mnie znacząco, ja jednak ani drgnęłam i modliłam się w duchu, aby Matt ich spławił.
- Jasne! To będzie dla nas przyjemność, prawda złotko? – zaszczebiotał Matt, szturchając mnie w plecy. Zmełłam przekleństwo i odwróciłam się, unosząc podbródek i posyłając im – jak miałam nadzieję – złowrogie spojrzenie.
- Jak widać nie mam wyjścia. – wymamrotałam pod nosem, na co blondyn roześmiał się.
- Uroczo. Jestem Tate, a to Collin. -  przedstawił blondyn, posyłając mi olśniewający uśmiech. Brunet skinął mi lekko, ale nie spojrzał na mnie.  - A ty…?
- Amelia. – odpowiedziałam obojętnie, bacznie przyglądając się Collin’owi. Siedział wyprostowany, błądząc wzrokiem po całej stołówce. Nie był chłopakiem klasycznej urody, Tate zresztą też nie. Jednak w Collinie było coś, co mnie przyciągało i jednocześnie odpychało. Zapewne wiedziałabym lepiej, gdyby włączył się do rozmowy, ale nie zamierzałam naciskać, bo jeszcze by sobie pomyślał Bóg wie co.
- …prawda?
     Z zamyślenia wyrwał mnie zaintrygowany głos Tate’a. Zerknęłam zdezorientowana na cały stolik, i zauważyłam, że zarówno Tate jak i Matt patrzą się na mnie wyczekująco. Collin spoglądał ze znudzeniem na otaczających nas uczniów.
- Słucham? – wymamrotałam, potrząsając głową. – Zamyśliłam się, sorry.
- Pytałem, czy to ty jesteś tą nową, która ma być specjalnie traktowana, ale jak widać tylko ty jesteś  nieznajomą , więc to musi być prawda. – powiedział Tate, kiwając głową.
     Zamrugałam zdziwiona.  Musiałam się przesłyszeć.
- Jakie specjalne traktowanie? – rzuciłam oszołomiona, wpatrując się w twarz blondyna, jak w moją ostatnią deskę ratunku.
- Dyrektor robił ostatnio sporo szumu dookoła twojej osoby. – nakreślił w powietrzu okrąg dookoła mnie i mrugnął. – Mam swoje dojścia, dzięki czemu wiem nieco więcej niż inni.
- A wiesz dlaczego ma tak być? – zapytałam z nadzieją.
- Niestety. Chociaż i mnie to ciekawi. Jeśli chcesz, możemy razem się tego dowiedzieć. – odparł z szelmowskim błyskiem w oku.
      Zapewne wiele dziewczyn traciłoby dech od tego spojrzenia i podtekstu, którym Tate ział aż na kilometr, ale mi pozostawił jedynie niesmak. Fakt, był przystojny i zabawny jeśli chciał, ale byłam przekonana, że znał każdą dziewczynę szkoły prywatnie. To jednak nie znaczyło, że nie mogłabym skorzystać z jego pomocy, skoro ma takie możliwości.
- Jasne, czemu nie. – powiedziawszy to, zobaczyłam kątem oka, że Collin się wzdrygnął, jednak nie skomentował.
- Super. Spotkajmy się po szkole na boisku. A tymczasem, do zobaczenia. – oznajmił Tate z triumfującym uśmiechem i szepnąwszy coś bratu na ucho oboje wstali od stolika i ruszyli do wyjścia.
- To było… - zaczął Matt.
- ..odrażające. – dokończyłam, łapiąc za zimne frytki. Zmusiłam się, aby je przełknąć i dopiłam sok pomarańczowy.
- Nie użyłbym tego słowa, ale i tak się zgadzam. – zamilkł na chwilę, i dosłownie mogłam zobaczyć trybiki obracające się w jego głowie. – No ale widziałaś to?! Podeszli do nas i rozmawiali ze mną! – wykrzyknął podekscytowany.
- Faktycznie, dwie największe małpy szkoły do ciebie zagadały. Hurra. – westchnęłam z irytacją. Nie przewidziałam, że Evelyn będzie skora do czegoś takiego, z drugiej strony powinnam się spodziewać, że nie odpuści mi tak łatwo. Specjalne traktowanie… Ale to załatwię później z Kevinem.
    Matt zarumienił się.
- Wiesz, dla mnie to i tak wiele znaczy. Na co dzień mało kto się do mnie odzywa. Nawet koledzy z kółka matematycznego są niechętni do rozmowy. – wytłumaczył lekko zażenowany. – A Collin i Tate… są kimś ważnym w tym otoczeniu.
- Jasne, przepraszam. Ale wiesz teraz masz mnie, – pochyliłam się konspiracyjnie do niego – i wierz mi, ja zawsze strasznie dużo gadam. – szepnęłam.
- Poradzę sobie. – odpowiedział chichocząc.
       Rozbrzmiał dzwonek, toteż wstaliśmy, i odstawiliśmy tace w wyznaczonym miejscu. Następnie opuściliśmy salę, i skierowaliśmy się na drugie piętro, do sali 201, w której mieliśmy mieć razem biologię.  Weszłam do pomieszczenia i znieruchomiałam. W dwóch ławkach przy samym końcu sali siedzieli Collin i Tate.
- Czy oni nie są starsi? To znaczy, chyba nie powinni być w naszej grupie. – mruknęłam do Matt’a, którego twarz lekko pojaśniała.
- Nie są aż tak starzy, poza tym, tutaj mamy mieszane wiekowo grupy, jak widzisz. – rzekł z uniesioną brwią. Ah, no tak.
       Zajęliśmy ławki w rzędzie pod ścianą; Matt zajął trzecią ławkę, ja usiadłam tuż za nim. Zaczęłam grzebać w torbie, w poszukiwaniu podręcznika, ale okazało się, że go nie mam. Przez moje poranne pakowanie się po omacku nie wzięłam odpowiedniej książki. Znieruchomiałam z dłonią w torbie i mocno bijącym sercem. Nie wiedziałam, jakie tutaj stosuje się kary, ale wiedziałam, że na pewno nie będzie to nic miłego, a tym bardziej nie ujdzie mi to płazem.
      Istotnie, nauczyciel po sprawdzeniu listy obecności zaczął się przechadzać między ławkami, opowiadając coś o ssakach, gadach i płazach. Zgarbiłam się w mojej ławce, mając nadzieję, że mnie minie i nic nie zauważy. Oczywiście się nie udało.
- Panno Cornmak, gdzie pani podręcznik? – zapytał ostro profesor.
- Ja… zapomniałam… go. – wykrztusiłam, spuszczając wzrok.
- Do dyrektora.
      To jedno polecenie wypowiedziane stalowym tonem zmroziło mi krew w żyłach. Spodziewałam się wszystkiego, ale żeby od razu wylecieć za brak książki? Owszem, słyszałam, że w tej szkole mają surowe zasady, których trzeba przestrzegać, ale…
    Bez płaszczenia się przed nauczycielem przewiesiłam sobie torbę przez ramię i ze spuszczoną głową opuściłam salę. Nie bardzo orientowałam się w położeniu większości sal w liceum, ale jakoś trafiłam do niewielkim drzwi ze złotym nadrukiem „ Dyrektor Nichlas’’. Biorąc głęboki wdech zapukałam, po czym wkroczyłam do środka.
          Wnętrze było urządzone schludnie i bez przepychu. Ściany miały karmelowy odcień, a podłoga była pokryta szarym dywanem. Spore, czarne biurko stało pod oknem zakrytym żaluzjami. Na nim zaś stał stary monitor oraz masa papierów i mała lampka. Na obrotowym fotelu siedział starszy mężczyzna, podchodzący pod pięćdziesiątkę z drobną siwizną na głowie oraz kozią bródką. Miał szarozielone oczy, które obecnie wpatrywały się we mnie z zaciekawieniem.
- Ach, Amelia. – powiedział dyrektor miękko. – Muszę przyznać, że nie spodziewałem się ciebie aż tak szybko. Proszę, usiądź.
- Nie wzięłam podręcznika od biologi. – wypaliłam, po tym jak zajęłam miejsce w fotelu.
      Pan Nichlas uniósł brwi i uśmiechnął się.
- Faktycznie, Christian potrafi być wymagający, zwłaszcza dla nowych uczniów. Jednak odnoszę wrażenie, że nie o tym chciałabyś ze mną porozmawiać. – oznajmił bezwstydnie.
- No a..jaka jest moja kara? – zapytałam napięta jak struna, w obawie, że zaraz krzyknie „specjalnie dla ciebie, szorujesz toalety przez miesiąc !‘’.
     Posłał mi serdeczny uśmiech.
- Twoje siedzenie tutaj niektórzy uznaliby za karę, a jako, że jesteś nowa mi to wystarczy. Dostałaś upomnienie, to wszystko. – rozparł się wygodniej w fotelu.
     Zwęziłam oczy.
- Nie chcę być traktowana ulgowo. Nie chcę także dowiadywać się od innych uczniów o specjalnym traktowaniu. To, co przeszłam jest przeszłością i ma tak pozostać. Jeżeli pan  został należycie wtajemniczony, powinien pan uszanować moją decyzję, i cofnąć to polecenie. – powiedziałam ostro, z mocno bijącym sercem.
       Dyrektor przyglądał mi się przez chwilę w ciszy, po czym skinął z aprobatą.
- Rozważę twoją prośbę. Wiedz jednak, że nie zależy to wyłącznie ode mnie. Właściwie od kogo dokładnie to wiesz? – zarzucił, na pozór lekkim tonem, ale ja nie chwyciłam haczyka. Co gorsza mogłam się domyślać, od kogo zależy ostateczny werdykt..- Od nikogo konkretnego. W sumie już nawet nie pamiętam jak wyglądał. – machnęłam lekceważąco ręką i szybko zmieniłam temat, zanim mogłabym powiedzieć coś, czego bym potem żałowała.  – Czy został pan poinformowany o szczegółach? 
- Niestety, wiem to, co jest mi potrzebne do prowadzenia twoich akt. Nic więcej. – odpowiedział z cieniem smutku. – A teraz zmykaj, lekcja zaraz się skończy. – ponaglił mnie, ze swoją zwykłą nonszalancją.
      Posłusznie opuściłam gabinet dyrektora i przyczaiłam się przy mojej szafce. Matt powiedział, że skombinuje mi parę kluczy na przerwie, tak więc wierzyłam, że będzie to teraz, albo przynajmniej za parę minut. Westchnąwszy usiadłam na ziemi, podciągając kolana do klatki piersiowej. Nadal nie bardzo wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć, o tych pogmatwanych tajemnicach, o niedopowiedzeniach, o sekretach, ale te odpowiedzi na pewno były u Kevina, a to znaczyło, że pora z nim porozmawiać.

Ostatnio edytowany przez Itaschi (2012-06-24 11:58:38)



http://i46.tinypic.com/oubdyv.png


"Nawet diabeł może zapłakać, gdy rozejrzy się po piekle i zrozumie, że jest tam sam."

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
Industria Villa