http://www.pokemon-crystal.aaf.pl

Ktoś wkradł się na moją pocztę, więc kończymy zabawę na tej domenie. Nie myślcie sobie, żę to oznacza koniec Crystala! Po prostu się przeporwadzamy. Tutaj = http://www.pokemon-crystal.aaf.pl

Ogłoszenie

Ktoś wkradł się na moją pocztę, więc kończymy zabawę na tej domenie. Nie myślcie sobie, żę to oznacza koniec Crystala! Po prostu się przeporwadzamy.


http://www.pokemon-crystal.aaf.pl

#21 2012-06-30 19:03:15

KRÓLIK SZATANA

http://i.imgur.com/7PjEk.png

Skąd: we mnie ochota na kota?
Zarejestrowany: 2011-08-09
Posty: 666
Starter: akt. Jolteon

Re: Życie jest jedno, nie zmarnujmy go. - Twórczość Itasi. Enjoy~ :3

Wychwyciłem kilka błędów (żebyś nie była czepliwa, to powiem, że to z trzech rozdziałów, które nadrabiałem xD)

że nie zamierzam nigdzie z nią iść dopóty dopóki czegoś nie zjem,

przecinek C:

Kevin z początku opowiadał mi o całej agencji, o tym, co robił wcześniej i jak się w ogóle w niej znalazł.

Tutaj chyba nie powinno być przecinka xD.

Większej ilości już nie wychwyciłem bo mnie strasznie wciągnęło xD. Dzięki Ci, że piszesz i pisz dalej bo póki co nie mam co czytać (wszystkie ciekawe książki w bibliotekach wypożyczone jak to w każde wakacje, a dopiero się przecież zaczęły o.O), a twój FF jest cudny C:.

Ostatnio edytowany przez Agor (2012-07-03 09:58:01)



http://desmond.imageshack.us/Himg809/scaled.php?server=809&filename=agor1.png&res=landing
                                             ~ KP | Box | Bank | Stragan ~       ~ Sygnaturka by Molin; Avatar by Mizu

" And there's nothing wrong with me.
This is how I'm supposed to be.
In a land of make belive,
that don't belive in me. "
                                                         ~ Green Day - Jesus of Suburbia

Offline

 

#22 2012-06-30 20:04:16

 SZATAN7

http://i.imgur.com/G4Kzq.png

13125568
Skąd: we mnie tyle wdzięku? :3
Zarejestrowany: 2011-06-01
Posty: 6666
Starter: Riolu :3

Re: Życie jest jedno, nie zmarnujmy go. - Twórczość Itasi. Enjoy~ :3

Dziękuje Agor, doceniam :3 I Daisy...no, szkoda, że nie udało Ci się skomentować, ale rozumiem ; )

Tak czy siak wrzucam ten 6 rozdział, i mam nadzieję, że się Wam spodoba. O dziwo - coś się zaczyna dziać D:
Literówek i powtórzeń nie sprawdzałam, bo nie miałam siły, więc z góry przepraszam. Trochę pisałam to na szybko~

Rozdział 6




        Gdy tylko uczniowie zaczęli gromadzić się na korytarzu, i przechodzić z klasy do klasy, oraz wymieniać książki w ich szafkach wstałam niezgrabnie i otrzepałam spodnie. Poprawiłam torbę wiszącą na moim ramieniu i ruszyłam do wyjścia z budynku. Byłam zmęczona, zdenerwowana i potrzebowałam informacji, których nie mogłam uzyskać przez telefon. Złapałam za klamkę i pchnęłam, kiedy nagle czyjaś dłoń zacisnęła się na moim ramieniu.
- Dokąd idziesz? – usłyszałam zdziwiony głos Tate’a.
- Do domu. – odpowiedziałam zimno i strzepnęłam jego dłoń. Ruszyłam w dół po schodach w stronę bramy szkoły. Niestety, ale natrętny chłopak nie odpuścił i dogonił mnie.
- No a co z naszym spotkaniem? Już ci nie zależy? – kontynuował swoim dziwnie śpiewnym tonem.
- Zależy, ale coś mi wypadło.
- W takim razie kiedy indziej…?
- Tak, kiedy indziej.
       I z tym uroczym akcentem rozstaliśmy się. Ja zaczęłam kierować się dla odmiany nie w stronę domu, a w stronę parku, który znajdował się kilka przecznic dalej. Tate zapewne wrócił do szkoły, ale nie zaprzątałam sobie głowy dłużej jego osobą. Wygrzebałam z kieszeni komórkę i wybrałam numer Kevina. Odebrał po pierwszym sygnale.
- Jak się miewa moja podopieczna? – zapytał uprzejmie.
- Mam sprawę do ciebie. Spotkajmy się w parku niedaleko mojego mieszkania. Czekam. – powiedziawszy to rozłączyłam się i usiadłam na jednej z wielu ławek.
         Wiatr delikatnie rozwiewał moje włosy tak, że ciągle wpadały mi w oczy. Niecierpliwym ruchem wsadziłam te niesforne kosmyki za ucho i aby jakoś zabić czas, wyjęłam z torby podręcznik od geografii i zaczęłam go czytać. Niewiele później usłyszałam pisk opon ,i gwałtownie podniosłam głowę. Czyżby Kevin aż tak się śpieszył?
           Na skrzyżowaniu ulic tuż przy parku stał nowiuteńki Rolls-Royce Phantom (http://img.auto.com.pl/tapety/1440x900/ … ngsten.jpg ), przez zaciemnione szyby nie widziałam, kto nim kierował, ale spoglądając na to auto poczułam dziwny niepokój, i nabrałam ochoty, aby wiać gdzie pieprz rośnie.
        Ni stąd ni zowąd samochód ruszył równie głośno, jak zahamował i skierował się w moją stronę. Moje dłonie zaczęły się pocić i puls mi przyspieszył. Opanuj się dziewczyno, on pewnie po prostu musi tędy przejechać do pracy czy gdzieś – zganiłam samą siebie i przejechałam dłonią po włosach. Bacznie przyglądałam się samochodowi, i gdy był już niemal na równi ze mną, z przeciwnej strony wyjechał tak dobrze znany mi Land Rover, że automatycznie się rozluźniłam i odetchnęłam. Rols-Royce minął mnie i pojechał prosto ulicą, znikając wśród wieżowców.
        Natomiast chwilę później Land Rover zaparkował przy wejściu do parku. Drzwi otworzyły się i ujrzałam sylwetkę Kevina Dale’a, ze zmarszczonymi brwiami i zaciśniętymi szczękami. To był chyba pierwszy raz, kiedy go widziałam tak..wyprowadzonego z równowagi i zaniepokojonego. Poprawiwszy mankiety koszuli podszedł do mnie i usiadł na ławce obok.
- Nie powinnaś przesiadywać w tym parku na widoku. – oznajmił chłodno, nawet na mnie nie patrząc.
- Słucham? – zapytałam zdezorientowana. – Co ty mówisz?
       Zerknęłam na niego niepewnie i zauważyłam, że mięsień jego szczęki zaciska się jeszcze bardziej, o ile to możliwe.
- Jedziemy do twojego mieszkania. Tam porozmawiamy. – złapał mnie pod ramię i pociągnął do samochodu. Zniknął uprzejmy, zdystansowany i spokojny Kevin – pojawił się zdecydowany, chłodny, kalkulujący opiekun i to mi się nie spodobało. Z drugiej strony, skoro aż tak coś go wyprowadziło z równowagi nie mogło to być coś błahego, tak więc pozwoliłam mu się prowadzić – nie zbyt łagodnie – do Land rovera.

          Ledwo po przekroczeniu progu i zamknięciu drzwi naskoczyłam na niego z pytaniami.
- Co. To. Miało. Być?! I w ogóle co wy sobie myślicie, że niby możecie za moimi plecami robić jakieś układy z dyrektorem? I dlaczego, do cholery, muszę ciągle kłamać i wciskać przyjaciołom kit? – warknęłam, gorączkowo gestykulując.
      Moja pierś unosiła się gwałtownie, jak gdybym właśnie ukończyła długie bieg. Cóż, nie do końca tak to było. Kevin zaś rozsiadł się i schował głowę w dłoniach. Widząc ten prosty, acz ukazujący zmęczenie gest, moje rysy twarzy złagodniały. Podeszłam do niego powoli i kucnęłam obok.
- O co chodzi, Kevin? – ponowiłam, cichszym, spokojniejszym tonem.
- Dużo się ostatnio dzieje, Amelio. Dużo złego. – powiedział słabo, wreszcie na mnie patrząc. – Choćbym chciał ci powiedzieć – a chcę – są rzeczy, których wiedzieć nie możesz. – kontynuował nieugięcie. Miałam ochotę się wykłócać, ale uciszył mnie gestem ręki. – Posłuchaj, te układy z dyrektorem mają ci zapewnić bezpieczeństwo i to wszystko. Masz być pod stałym nadzorem, oczywiście dobrze ukrytym nadzorem, żeby nikt się nie połapał. To była konieczność, którą podjąć musieliśmy. – zamilkł na chwilę, po czym westchnąwszy kontynuował – Nikt nie może się o nas dowiedzieć, bo był by nieustanny szum. Każdy chciałby być pod taką ochroną, każdy chciałby zmienić swój wygląd, i zobaczyć, jakby to było być kimś innym. Zabawić się. Sama dobrze wiesz, jak to z ludźmi jest. Nie potrafią trzymać sekretów, a my nie jesteśmy jakimś cholernym wesołym miasteczkiem dla każdego, czy centrum pomocy. Jeżeli już ktoś znajduje się pod naszymi skrzydłami, jest to tylko w ostateczności, w innym przypadku nie możemy się wcinać w życie innych, bo dla całego świata nie istniejemy. – zakończył dobitnie.
          Patrzyłam na niego szeroko otwartymi oczyma i analizowałam to, co mi powiedział. Nie pomagamy wszystkim… nie istniejemy… tylko wyjątkowe przypadki…
- O Boże. – szepnęłam. – T-to… w takim razie jaki jest mój przypadek? – zapytałam słabym głosem.
- Amelio… - zaczął Kevin, pocierając czoło. – To nie jest przyjemny temat.
- Wiesz, obecnie nic nie jest ‘przyjemnym tematem’, a coraz bardziej gubię się we własnym życiu i nie bardzo mi się to podoba. Masz odpowiedzi, których potrzebuję, aby żyć, więc powiedz mi je. – oznajmiłam ostro.
- Na bar, w którym wtedy spędzałaś wieczór z rodzicami napadła rosyjska mafia. – wyznał cicho Kevin – Są bardzo niebezpieczną organizacją, która przemieszcza się po całym świecie, a żniwami z ich potyczek w większej mierze zajmujemy się my. Rząd zaś… stara się ich eliminować.
- No… dobrze. – rzekłam powoli – ale dlaczego mieliby zaatakować cały bar bez powodu?
       Kevin potarł szczękę.
- Twój ojciec, on coś miał. Pracował nad jakimś ważnym eksperymentem dla rządu, na którym tejże mafii bardzo zależy. Z tego co wiemy, próbowali od niego wykupić tą rzecz, ale on kategorycznie odmawiał, więc zastosowali bardziej drastyczne środki. – wyjaśnił ponuro.
- Mój tata? Nie. – potrząsnęłam głową – On był biznesmanem, a nie jakimś chemikiem, nie miał laboratorium, nie zajmował się niczym takim! – krzyknęłam z walącym sercem. To musiało być kłamstwo.
- Amelio, on miał laboratorium. Nie mówił ci o tym, bo wiedział, że byś się denerwowała, bała o niego, i zadawała dużo pytań. – powiedział łagodnie Dale.
- Moja mama, czy ona..? – wybełkotałam, czując zawroty głowy.
- Tak. Wiedziała. Oboje zostali zobowiązani przez rząd, aby rozpocząć te badania. – wytłumaczył mi Kevin, a ja musiałam szybko usiąść.
- I jak ten głupi rząd mógł wystawić ich na takie niebezpieczeństwo? Powinni mieć ochronę! – syknęłam ostro, czując, jak ponownie w moich oczach zbierają się łzy. Czyli to nie był zbieg okoliczności, a zabójstwo z premedytacją.
- Moja droga, mieli ochronę. Tylko w pracy, to prawda. Nie chcieli mieć żadnych ochroniarzy w ich życiu prywatnym, więc trzeba było uszanować ich decyzję.
           Zrobili to dla mnie. Żeby mnie nie denerwować, nie budzić we mnie podejrzeń. Dla mnie się poświęcili. – Te słowa obijały mi się w myślach, nie dając spokoju. Nie mogłam pozwolić im zawładnąć moimi myślami, bo rozkleiłabym się na dobre i to by był mój koniec. Moi rodzice nie żyli, a ich zabójcy tak. To była rzecz, z którą mogłam sobie poradzić, której mogłam zaradzić.
- Ale skoro go zabili, to teraz jak się dostaną do tego czegoś? – zastanawiałam się głośno i jednocześnie próbowałam sobie wmówić, że ktoś tak – rzekomo – dobrze zorganizowany i zły nie mógłby być aż takim idiotą, żeby zabić jedyny ślad prowadzący do czegoś, na czym im zależy.
- Tego właśnie nie wiemy. Mamy jednak podstawy, aby wierzyć, że znaleźli inne dojście. Oni nie próżnują, Amelio. Czuję w kościach, że nie zostało nam wiele czasu, aż rozpęta się wojna. – wyznał.
        Wojna? Taka… taka prawdziwa wojna? To faktycznie byłoby straszne, i wielu ludzi zapewne by zginęło. Nie mówiąc już o tych, którzy do tej pory polegli. Sama nie wiem do końca, skąd to się u mnie wzięło, ale nagle zapragnęłam wziąć udział w tej akcji, zrobić coś, aby powstrzymać tych ludzi, zdemaskować, złapać.
- Kevin, ja… -
- Szefie, musimy iść! – krzyknął kierowca Land Rovera przez otwarte okno. – Pani kierownik wzywa, coś się wydarzyło. – dodał, nagląco i zatrzasnął okno.
     Kevin natychmiast wstał i uścisnął moją dłoń.
- Trzymaj się, dziecko. Jeżeli tylko coś będzie się działo dzwoń do mnie, bezzwłocznie. Mam nadzieję, że później dokończymy naszą rozmowę. – oznajmił i opuścił mój dom.



http://i46.tinypic.com/oubdyv.png


"Nawet diabeł może zapłakać, gdy rozejrzy się po piekle i zrozumie, że jest tam sam."

Offline

 

#23 2012-07-02 19:49:00

 JEZUS

http://i282.photobucket.com/albums/kk253/Quizler/Sprites%20and%20Stuff/pinkiesprite.png

Skąd: Woj. Lubelskie
Zarejestrowany: 2011-03-23
Posty: 9809633
WWW

Re: Życie jest jedno, nie zmarnujmy go. - Twórczość Itasi. Enjoy~ :3

Przepraszam, że nie zdążyłam skomentować rozdziału piątego, ale jakoś zabrakło mi czasu. Mam nadzieję, że nie gniewasz się zbytnio. Z tego co widzę błędy wytknął Ci już Agor-chan, więc ja sobie daruję. Ogólnie co do rozdziału piątego bardzo mi się podoba. Dzieje się w miarę dużo, ale nie za szybko. Teraz czas skomentować rozdział szósty!

Itaschi napisał:

Niewiele później usłyszałam pisk opon ,i gwałtownie podniosłam głowę.

Bez przecinka przed "i".

Z błędów to na szczęście tyle. Hehe! No, no Itaś... moje gratulacje. Najznakomitszy, najciekawszy i najbardziej wciągający ze wszystkich post jaki tu zamieściłaś. Rozdział szósty jest znakomity!!! Początkowo obawiałam się, że będzie to coś nudnego i prostego do przewidzenia. Jednak za połową wciągnęłam się. Jeśli będziesz dalej pisała tak zachęcająco to super. Mam nadzieję, że pomysłów Ci nie brakuje. Możesz zrobić z tego coś exstra. Tylko nie pozwól lenistwu, by opowiadanie zakończyło się w sposób przewidywalny. Oceniam 10/10.

Offline

 

#24 2012-07-22 18:29:12

 SZATAN7

http://i.imgur.com/G4Kzq.png

13125568
Skąd: we mnie tyle wdzięku? :3
Zarejestrowany: 2011-06-01
Posty: 6666
Starter: Riolu :3

Re: Życie jest jedno, nie zmarnujmy go. - Twórczość Itasi. Enjoy~ :3

Dzięki Daisy :3 Cieszę się, że tak uważasz i w ogóle, w ogóle : )

Yeeeeeey, tak, napisałam rozdział 7 *a co, już myśleliście, że odpadłam, huh?!* Otóż nie :x Nie wiem, czy jest sens pisać to dalej, ale póki co, przez to, że mam dużo czasu wolnego, wręcz aż za, a dodatkowo mi się strasznie nudzi, złapałam jakieś wenisko i tak oto jest rozdział 7 [mimo że krótki :<]. Komentujcie i takie tam pitu pitu... Niby nie dzieje się za dużo, ale ogólnie już zarys całej fabuły i co i jak mam, więc o ile Wam się będzie podobać, to będę mogła pisać no, dalej ;f

Rozdział 7



Zasadniczo nigdy nie byłam w zbyt dobrych stosunkach z innymi dziewczynami, zdecydowanie lepiej dogadywałam się z płcią przeciwną, co było widać w tym nowym otoczeniu. Z mojej klasy znałam imię i  rozmawiałam – krótko - tylko i wyłącznie z jedną dziewczyną, Candace, która mieszkała gdzieś niedaleko szkoły. Pomijając ją, większość przerw spędzałam z Matt’em, którego z dnia na dzień darzyłam coraz to większą sympatią. Chłopak po prostu był przeuroczy, i był obeznany w wielu tematach.
           Z Kevinem natomiast nie rozmawiałam od pamiętnego spotkania w moim mieszkaniu, kiedy to wygłosił mi wykład na temat bezpieczeństwa i tego, że nie mam prawa nigdzie się szlajać. Oczywiście, gdzieś w głębi czułam strach i lęk, ale żeby uciekać do domu, i zamykać się w czterech ścianach? Zdecydowanie nie.
        I oto jestem, czekając na boisku szkolnym na Matt’a, abyśmy mogli wpaść do lokalnego klubu, żeby pograć w billard. Co prawda wcześniej nie grywałam zbyt często i nie wychodzi mi to zbyt dobrze, ale Matt nalegał, a dodatkowo obiecał, że da mi fory. Cudny dzieciak.
       Niebo przykryły ciemne, deszczowe chmury, toteż szczelniej opatuliłam się moim karmelowym swetrem i objęłam się ramionami. Moje niesforne włosy związałam w wysokiego koka, a wystające pasma schowałam za ucho. Obawiałam się, że zaraz lunie deszcz, a nie miałam ani kurtki, ani parasola.
- Wybacz spóźnienie, musiałem posprzątać w pokoju. – burknął Matt, pojawiając się tuż za mną, tym samym sprawiając, że podskoczyłam – Aj, przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć. – dodał, nieco speszonym tonem, i schował ręce do kieszeni.
      Posłałam mu uspokajający uśmiech.
- Nic się nie stało. – odparłam pogodnie – To co, idziemy? Wolałabym być sucha, kiedy już zaczniemy grę. – rzuciłam, zręcznie zmieniając temat. Nie chciałam rozmawiać z Matt’em o mojej małej fobii, która kiełkowała gdzieś w zakamarkach mojego mózgu.
         Na szczęście chłopak z entuzjazmem pokiwał głową i żwawym krokiem skierowaliśmy się ulicą w kierunku klubu ‘’ Neon ‘’. W środku nie było zbyt wiele osób, ale i tak rozpoznałam sporą grupkę z naszego liceum, a w tym braci Graham. Tate jak zwykle był w centrum uwagi, gestykulując gorączkowo, i rozmawiając z dwoma innymi chłopakami, a także trójką cheerlederek z naszej szkoły, które zauroczone wpatrywały się w niego.  Collin siedział obok, ze znudzoną miną i lustrował wzrokiem wnętrze klubu, od czasu do czasu zerkając na brata. W pewnym momencie jego wzrok zwarł się z moim. Wciągnęłam ostro powietrze; w jego oczach czaiło się coś, co mnie niepokoiło, ale nie mogłam zrozumieć co… Collin nieśpiesznie odwrócił wzrok, i to wrażenie mnie opuściło.
- W porządku? – zapytał z cieniem troski Matt, ciągnąc mnie delikatnie w stronę wolnego stołu bilardowego. Pokiwałam powoli, i łapiąc za kij, zrelaksowałam się na tyle, na ile mogłam. Kątem okna nadal zerkałam na grupkę nastolatków, którzy teraz śmiali się w najlepsze po drugiej stronie sali, no, oprócz Collin’a.
        Potrząsając głową, skupiłam się na grze i na Matt’cie, który patrzył na mnie z uniesioną brwią.
- Dobrze się bawisz? – spytał, szczerząc się.
       Prychnęłam.
- Nie, bo gadasz, zamiast grać.
- Och jasne, i może jeszcze ślinię się do Collin’a i Tate’a.
- Ja. Się. Nie. Ślinię.
- Oczywiście, że nie. – powiedział słodko Matt.
- No nie. Przecież mówię, a teraz skup się.  – warknęłam zirytowana, i strzeliłam w niebieską bilę. Chybiłam o – dosłownie – milimetr.
       Zmełłam przekleństwo. Matt wybuchł śmiechem.
- Oj, oj biedna mała Amelia. Tak blisko, a jednak tak daleko… - zanucił i znowu zaczął się śmiać na cały głos.
        W tym momencie miałam ochotę okrążyć stół, i porządnie mu strzelić, ale oczywiście ktoś mi przeszkodził. Po mojej lewej wyłonił się Tate z arogancko uniesioną brwią.
- Amelia, co tu robisz? – zapytał, przeciągając samogłoski.
     Reszta ich grupy nadal stała pod przeciwną ścianą, rozmawiając o czymś, co mnie zdziwiło, a jednocześnie wywołało pytanie: Czego on ode mnie chce?
- Gram. – odpowiedziałam krótko, szykując się do zbicia kolejnej bili, podczas gdy Matt bacznie nam się przyglądał. Dziwne, że teraz tak nagle jego humor wyparował. – pomyślałam oschle. I ponownie spudłowałam. Miałam po dziurki w nosie obecności nachalnego Tate’a, dlatego nie wykazując żadnego zainteresowania jego osobą, miałam nadzieję, że zrozumie przekaz i sobie pójdzie. Jak bardzo się myliłam.
- Słuchaj, ostatnio nam nie wyszło, ale jutro po szkole mam trochę czasu, i moglibyśmy poszperać w gabinecie dyrektora. – zaproponował nonszalancko.
        No cóż, i tutaj mnie miał, bo sama byłam niesamowicie ciekawa powodu tego całego teatrzyku wokół mojej osoby, a skoro Kevin nie zamierzał mi powiedzieć, musiałam sama się dowiedzieć. Oparłam się o kij i rzuciłam mu swoje jak-miło-że-chcesz-mi-pomóc spojrzenie.
- Pewnie. Myślę, że dam radę. – powiedziałam, i zwróciłam się do Matt’a, który właśnie wbił kolejną bilę. – Miałeś dać mi fory. – wymamrotałam.
- Jak chcesz, mogę cię nauczyć gry w bilard. – wtrącił Tate.
- Może innym razem. – odparłam wymijająco.
- Jasne. – wzruszył ramionami – To do jutra. – I wtedy wreszcie odszedł.
          Reszta wieczoru minęła nam dość spokojnie. Matt wygrał, bo jakżeby inaczej, i po dwóch rundach postanowiłam, że mam już dość i więcej kompromitacji mi nie potrzeba. Pożegnaliśmy się i każde z nas ruszyło w swoją stronę. Jeszcze przed wyjściem rzuciłam ostatnie spojrzenie na kanapy, które zajmował Tate, Collin i reszta. Zawsze chciałam mieć takie towarzystwo, wychodzić na miasto i generalnie żyć w ich otoczeniu, a teraz? Cóż, teraz wolałam siedzieć cicho w kącie i się nie wychylać.
         Opuściłam klub, i szybkim krokiem skierowałam się w stronę domu. Było już koło 23, toteż okolica nie wyglądała zbyt przyjaźnie, zwłaszcza, że większość latarni nie działała. Na plecach cały czas czułam nieprzyjemny dreszcz, który ani na chwilę mnie nie opuścił. Słysząc jakiś szmer za sobą przyspieszyłam kroku. Mój oddech stał się urywany, jednak zaryzykowałam odwrócenie się i ujrzałam jakąś postać w ciemnym stroju, która szła za mną. Spokojnie, przecież on na pewno ciebie nie śledzi, uspokój się i idź do domu. Bez paniki. – upomniałam się mentalnie, jednak to nijak mi nie pomogło, bo ten ktoś nadal za mną szedł. Szłam, niemal biegnąc, aż w końcu dotarłam pod drzwi od mojego mieszkania. Trzęsącymi się rękoma złapałam za klucze i przekręciłam zamek. Wpadłam do środka, szybko przekręcając zasuwę. Popędziłam z walącym sercem do okna i wychylając się tylko na tyle, aby widzieć ulicę zerknęłam przez szybę.
       Ten ktoś tam stał.
       Przycisnęłam dłoń do ust, aby powstrzymać krzyk i osunęłam się na podłogę. Moje myśli pędziły gorączkowo, i od razu zapragnęłam zadzwonić do Kevina i o wszystkim mu powiedzieć. Hola! – upomniał mnie głosik w mojej głowie. W końcu to mógł być każdy, niekoniecznie jakiś bandyta, czy złodziej. Poza tym, niby jakby mnie poznali ? Zmieniłam się, i to nie tylko fizycznie.
        Wzięłam kilka głębszych wdechów na uspokojenie, i powoli się podniosłam, ponownie zerkając jednym okiem. Pusto. Zbierając się w sobie skierowałam się prosto do łazienki. Prysznic, tego mi było trzeba. Po porządnym wyszorowaniu całego ciała, i z mokrymi włosami weszłam do kuchni. O dziwo w lodówce miałam jeszcze trochę jedzenia, dlatego postanowiłam zrobić kanapki. W między czasie przygotowałam sobie gorącą herbatę, po czym z gotowym posiłkiem przeszłam przez salon do mojego pokoju. Umościłam się w łóżku i łapiąc za podręcznik od biologii zaczęłam czytać i jeść.
         Nie byłam fanką nauki, ale to był świetny sposób, aby chociaż na chwilę odgonić moje myśli od wcześniejszego incydentu, a potrzebowałam czystości umysłu, aby jakoś funkcjonować. W końcu to był Nowy Jork, a wiadome jest, że nie żyją tutaj sami porządni ludzie. Nie ma co się denerwować, i wymyślać nie wiadomo jakie historyjki. Dzwonienie do Kevina też nie jest dobrym pomysłem, bo jeszcze zbzikuje i załatwi mi ochronę, a tego nie potrzebowałam. O nie, sama o siebie potrafię zadbać.
       Niedługo po tym zasnęłam.



http://i46.tinypic.com/oubdyv.png


"Nawet diabeł może zapłakać, gdy rozejrzy się po piekle i zrozumie, że jest tam sam."

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.pokemon-crystal.pun.pl