http://www.pokemon-crystal.aaf.pl

Ktoś wkradł się na moją pocztę, więc kończymy zabawę na tej domenie. Nie myślcie sobie, żę to oznacza koniec Crystala! Po prostu się przeporwadzamy. Tutaj = http://www.pokemon-crystal.aaf.pl

  • Nie jesteś zalogowany.
  • Polecamy: Moda

Ogłoszenie

Ktoś wkradł się na moją pocztę, więc kończymy zabawę na tej domenie. Nie myślcie sobie, żę to oznacza koniec Crystala! Po prostu się przeporwadzamy.


http://www.pokemon-crystal.aaf.pl

#1 2011-11-01 08:35:56

Seven

~Swellowiusz III Wielki~

Zarejestrowany: 2011-07-20
Posty: 444
Starter: Vanillite

Legendy Etnar

Heja...
Postanowiłem napisać Ficka, mam nadzieję iż się spodoba.
Krótko o ficku: Ficka mam zamiar pisać w czterech częściach.
Skrzydła Atlanvii, Płomienie Thu-Mar, Oceany Utiheria i Piaski Pakde.
Cała akcja rozgrywa się w świecie zwanym Etnar. Na koniec dodam tylko że, w rozdziale pierwszym poznajemy tylko mentora głównego bohatera. A ów mentorem jest Flatter.

1. Flatter, smoczy jeździec.


Faltter pędził z zawrotną szybkością na grzbiecie swego smoka. Wiatr wiał z taką siłą, że ledwo otwierał oczy oczy. Z tego to powodu zazwyczaj połyskujące, głęboko brązowe oczy "wyblakły". A z kamiennego wyrazu twarzy, który zazwyczaj nie okazywał żadnych emocji udało się wydobyć nutę przerażenia. Pogoda była mroźna i pochmurna. Szmaragdowe smocze łuski, były widoczne pomimo mgły. Srebrzysty róg, który wieńczył jego trójkątną głowę, przecinał mgłę niczym perfekcyjnie oszlifowane ostrze. Poszarpana purpurowa szata maga falowała na wietrze. Bestia przyłożyła wszystkie cztery nogi równo do ciała, zwiększając przy tym prędkość. Długi ogon był sztywno wyprostowany. Sam smok, ledwo leciał. Trzepocząc żółtymi od środka skrzydłami. Zapewne, nikt nie miał ochoty znaleźć się w takiej sytuacji co ów starzec. Albowiem w jednej dłoni dzierżył pakunek, który wcale nie pomagał. Paczka wierciła się w pomarszczonych, odmarzniętych dłoniach Falttera. Kaptur starca został strącony przez jeden z mocniejszych podmuchów wiatru. Nagle smok zawył zwalniając tempo. Starzec wiedział, o co chodzi. Po chwili usłyszał głos w swej głowie.
- Twój czas minął - głos odbił się głuchym echem po jego głowie.
Bestia zaczęła spadać w nieznane. Nagły huk pozbawił maga przytomności.

Tego samego, jakże mrocznego, dnia. W pewnym miasteczku, które na pozór nie różniło się niczym od innych. W starej drewnianej gospodzie, gdzie nocami zbierały się najciemniejsze charaktery. Biesiadowało trzech gości, cieszących się wielkim szacunkiem w Gahd-Pix. Bo tak nazywało się ów miasto. Szacunek ten raczej polegał na ich sile. Albowiem każdy w mieście wiedział, że, kto wda się konflikt z ów trójką, zwaną Łamaczami, kończył martwy lub bez kończyn. Członkowie tej bandy wyglądali prawie tak samo. Jedną z ważniejszych cech było, to, iż wszyscy byli nadmiar umięśnieni. Wydawało się to wręcz nienaturalne. Każdy nosił długą tunikę z zwierzęcych, skór i parę skórzanych sandałów, a ich bronią były wielkie topory z dębowymi uchwytami. Odróżniały ich jedynie pewne cechy. Samilar był najniższy z nich. Cechowała go też wielka blizna na czole. Willhouse, średni, był najmądrzejszy. Jako jedyny ukończył 2 rok nauczania zaawansowanego. Jego cechą były zrośnięte brwi, które dziwnym trafem pasowały do jego słowiańskich rys twarzy, na której wiecznie malował się grymas. Drave, największy, lecz też nie najgłupszy. Jego bardzo mały nos nie pasował nijak do wielkiej głowy. A drobny kolczyk w uchu robił dziwne wrażenie wraz z całą resztą.
                                           
Gdy cała trójka skończyła biesiadować. Wpierw wyważywszy drzwi wyszła starając się wzbudzić podziw. Lecz w ich stanie, w stanie upojenia alkoholowego, spowodowanym licznymi beczułkami wina. Które pochłaniali w czasie krótszym niż zdołali, im je donieść. Właśnie z ów powodu kroczyli niepewnym, chwiejnym krokiem. A ich groźby z wielkim trudem wywierały jakiekolwiek wrażenie. Z wielkim zakłopotaniem przypomnieli sobie, gdzie stały ich konie
Trzy rumaki jednakowej, kremowo białej, karnacji drzemały smacznie pod starym dębem. Przywiązane grubym łańcuchem. Wybudzone bez bez grama jakiejkolwiek subtelności, zostały zmuszone dźwigać trzech osiłków. Droga przez piękne, nowe kamienice nie mogła się odbyć bez porozbijanych szyb, czy też licznych pieśni Willhousa przerywających ciszę nocną.
- I nyo wtedyuuy! - Wybełkotał Willhouse.
- Willhs, Hliws, Willhouse  - Samilar z trudem wymówił jego imię. - Zamknij, że się!
Wypowiedziawszy te słowa, wyrwał ładne, drewniane, ręcznie rzeźbione okienko. Z pobliskiego sklepu krawieckiego i z impetem rozbił je o plecy hałasującego.
- Za co!? - wrzasnął.
- A jak myślisz geniuszu - odpowiedział zirytowany. - Drzesz się jakby cię ze skóry obdzierali!
- Ja !? - Zapytał z niedowierzaniem.
- A, kto - burknął. - Ja!?
Drave uznał, że lepiej się nie wtrącać. Więc nieomal nie wpadając na szyld sklepu odsunął się na bezpieczny dystans.

Po tej jakże bezsensownej kłótni dotarli do końca Ghad-Pix. Zauważywszy, że brama jest zamknięta. A nawet oni nie potrafili wyważyć tak ciężkiego kawału żelastwa. Musieli, więc przenocować. Doszli do wniosku, że włamanie do domu tylko pogrąży ich sytuację. Albowiem zdemolowali pół miasta. Musieli, więc zasnąć pod murami miasta. Znaleźli, więc w miarę wygodne miejsca i ułożyli się do snu.

Nagle, Samilara i Drave`a obudziły wrzaski.
Senny i mocno skacowany osiłek z całej siły trzepnął Willhousa w twarz.
- Zamknij się! - wybełkotał przez sen.
Ten z kolei zerwał z ziemi się, jak poparzony.
- Sam się zamknij - rzekł. - Tym razem, to nie byłem ja! - Powiedział rozcierając policzek.
Wszyscy spojrzeli na niegdyś piękną uliczkę. Teraz liczne szkła walały się po podłodze. Liczni ludzie lekko wychylali się z okien. Lesz żaden nie zdobył się na odwagę, aby zwrócić odwagę Łamaczom. Piękne niegdyś ściany były teraz zaplute.
Lecz nie z tego kierunku dochodziły odgłosy. Wtem, cała trójka zwróciła uwagę na bramę. Ktoś za kratami i krzyczał, błagał aby go wpuścić.
- Cóż, nie nasza sprawa - powiedzieli wszyscy jednocześnie.
Następnie ułożyli się z powrotem do snu. I pomimo wrzasków, już po chwili smacznie spali.

Nagle, coś wyważyło bramę. Wielkie stalowe elementy, cudem ominęły barbarzyńców, trafiając w mur i robiąc w, nim wielką dziurę. Oszołomieni łamacze spojrzeli czym prędzej wstali i spojrzeli przed siebie. Wielka szmaragdowa bestia wkroczyła do miasta. Bestia jednym ruchem ogona wyrzuciła. Całą trójkę w powietrze. Łamacze wylądowali w lesie iglastym. Około Pół kilometra od Ghad-Pix.
Leżeli pod sosną głęboko wryci w ziemię. Gdy po godzinie. Drave ocknął się, wstał otrzepał siemię z nieco poszarpanej tuniki i rozejrzał dookoła. Początkowo nieco kręciło mu się w głowie. Lecz szybko złapał równowagę. Wszędzie były drzewa. Rozmaite świerki sosny itp. Żadnej żywej istoty. Po chwili w powietrzu dostrzegł smugę dymu. Nie wzruszyło go to ani trochę. W końcu i tak czy siak mieli opuścić to miasto. Wtem, ze smugi dymu wyłoniła się ta sama bestia co dzisiejszego wczesnego ranka. A na jej grzbiecie siedział sam Flatter. Tylko teraz był bardziej pewny siebie, bardziej odważny.
___________
I jak ?


http://i295.photobucket.com/albums/mm122/jewel326/monkey.gif
Małpka zaprowadzi cię do mojej KP

~Banana Power~

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
archiwizacja pamiątek rodzinnych